Po 35. i 28. miejscu w Lillehammer, Kamil Stoch był 27. i 14. w Ruce. Na papierze w jego wynikach było widać progres, ale sam skoczek miał mieszane odczucia. Przed trzecim weekendem w Wiśle był jednak pełen nadziei na lepszy występ, niestety bez efektu. Już w sobotę musiał przełknąć gorzką pigułkę po zajęciu 33. miejsca - najgorszego w wiślańskich w konkursach w całej karierze. W niedzielę było lepiej, ale 25. pozycja nie satysfakcjonuje trzykrotnego mistrza olimpijskiego. Sam podkreślił to w rozmowie ze Skijumping.pl.
Serce pęka po tych słowach Kamila Stocha
- Mam mieszane uczucia i różne myśli odnośnie do swojej profesji. Z jednej strony kocham to, co robię, ale z drugiej nie do końca to rozumiem. Natomiast cały czas wierzę w to, że każdy kolejny skok będzie coraz lepszy i taki, na jaki mnie stać - zaczął Stoch. - Ten weekend nazwałbym po imieniu. To był kiepski występ, kiepski weekend. Liczyłem na dużo więcej i tak podchodziłem do tego startu, ale akceptuję to, co jest.
Stoch mimo wszystko nie traci nadziei
- Wiem, nad czym mam pracować. Wiem, jaki element nie gra. Jeśli mam wyciągnąć jakąś pozytywną rzecz, to rzeczywiście dzisiejszy dzień [niedziela - red.] był zdecydowanie najlepszy. Delikatnie coś drgnęło, były już punkty, na których mogę się zaczepić. Taki mały fundament, pierwsza brudna wylewka, a teraz będę sobie na tym bazował i dalej pracował - podsumował 37-latek, który w najbliższy weekend weźmie udział w zawodach Pucharu Świata w Titisee-Neustadt. Thomas Thurnbichler znalazł dla niego miejsce, o które do końca walczył też Piotr Żyła. Ten uda się jednak na konkursy Pucharu Kontynentalnego w Ruce.