Organizatorzy Pucharu Świata w skokach narciarskich muszą myśleć kilka kroków do przodu i planować kalendarz zawodów awansem. Dlatego też znamy obiekty, które będą gościć zawodników w sezonie 2020/21. Jedną z nowości będzie debiut skoczni w Zhangjiakou, gdzie w 2022 roku odbędą się konkursy olimpijskie. Oznacza to, że skoczkowie będą dwukrotnie startować w Azji.
Problem w tym, że organizatorzy Pucharu Świata zdecydowali, że konkursy w Japonii i Chinach nie odbędą się tydzień po tygodniu. Zawodnicy będą musieli wrócić z Kraju Kwitnącej Wiśni do Europy, bo przed rywalizacją w Zhangjiakou czekają ich zawody w Willingen. W kilka tygodni skoczkowie przemierzą więc tysiące kilometrów, co w środku sezonu nie jest niczym przyjemnym i spotkało się z to oburzeniem kibiców.
Walter Hofer, dyrektor Pucharu Świata, w rozmowie z portalem skijumping.pl wyjaśnił skąd taki układ kalendarza. - W sezonie 2020/21 czeka nas pierwsza wizyta w Pekinie. W jego okolicy powstają skocznie, na których w 2022 roku odbędzie się rywalizacja o medale olimpijskie. Puchar Świata będzie testem dla tej areny. Dlaczego zawody w Japonii oraz Chinach nie odbędą się jedne po drugich? Rozmawialiśmy na ten temat ze skoczkami oraz ich trenerami. Tak naprawdę, łatwiej będzie polecieć do Japonii i wrócić do Europy, ponieważ czterodniowy pobyt w Azji sprawi, że nie będzie potrzeby dostosowania się do czasu lokalnego - wyjaśnił Hofer.
Dodał również, że mogłyby zaistnieć pewne problemy logistyczne. - Pewnego razu próbowaliśmy dostać się z Japonii do Kazachstanu, właśnie przez Chiny, jednak zajęło to mnóstwo czasu. Jeśli dwa kraje nie współpracują ze sobą na tym polu, wówczas trudno rozgrywać tam zawody weekend po weekendzie przy dużym dystansie dzielącym lokalizacje - stwierdził dyrektor Pucharu Świata.