Po fantastycznym sobotnim konkursie na dużej skoczni Kamil Stoch rozbudził apetyty polskich kibiców na sukces także w zawodach drużynowych. I te faktycznie układały się dla biało-czerwonych całkiem pomyślnie, a w pewnym momencie było wręcz pięknie.
Długo utrzymywaliśmy się za plecami Niemców i Norwegów, jednak po skoku Stefana Huli w drugiej serii podopieczni Stefana Horngachera wskoczyli na drugie miejsce przed drużynę Wernera Schustera, nad którą przed ostatnią grupą zawodników mieli zaledwie 0,6 pkt.
Wszystko miało się więc rozstrzygnąć pomiędzy dwoma mistrzami olimpijskimi z Pjongczangu - z normalnej i dużej skoczni - Andreasem Wellingerem i Kamilem Stochem. 22-latek nie zanotował najlepszej próby, ale niestety Polakowi też nie udało się odlecieć i ostatecznie biało-czerwoni musieli uznać wyższość Niemców, do których stracili 3,3 pkt.
Niedosyt jest, bo mogło być srebro, ale i tak trzeba się cieszyć. To bowiem pierwszy w historii olimpijski medal dla naszego kraju w drużynowym konkursie skoków. Jeśli zaś chodzi o złoto, to bezkonkurencyjni byli Norwegowie, którzy zdystansowali konkurencję i okazali się zdecydowanie najlepsi.
ZOBACZ: Kamil Stoch o żonie: Ewa jest moim największym skarbem