- Po niekorzystnym wydarzeniu zawsze jest wskazane, aby nadal brać udział w rywalizacji, żeby wyeliminować lęk obejmujący myśli o upokorzeniu albo braku umiejętności - mówi Katarzyna Zygmunt (35 l.), trener umiejętności psychologicznych. - Skoro opinia lekarzy i samego Adama jest taka, że nie doszło do poważniejszego urazu, to powinien zapomnieć o tamtym wydarzeniu i skakać w kolejnym konkursie. Wypadki są wliczone w tę dyscyplinę sportu.
Adam wie, co robi
Katarzyna Zygmunt przypomina znacznie bardziej dramatyczny upadek Hermanna Maiera na stoku olimpijskiego zjazdu w roku 1998. Chociaż przez chwilę wydawało się, że Austriak mógł zginąć, a w najlepszym razie ma pogruchotane kości, on tylko otrząsnął z siebie śnieg, a w ciągu sześciu następnych dni zdobył dwa złote medale.
Przeczytaj koniecznie: Skoki Narciarskie. PŚ. Willingen. Adam Małysz: Co cię nie zabije, to cię wzmocni
- Z punktu widzenia zwykłego człowieka takie wydarzenie wymaga ostrożności na przyszłość. Ale w przypadku profesjonalistów jest odwrotnie. Skoro zawodnik ma chęć i satysfakcję z tego, co robi, a stan zdrowia na to pozwala, należy mu tylko przyklasnąć. Adam wie, co robi - podkreśla nasza rozmówczyni.
Co cię nie zabije, to cię wzmocni
Katarzyna Zygmunt na własne oczy oglądała zwycięstwo "Orła z Wisły" na Wielkiej Krokwi dwa dni przed wspomnianym upadkiem. - Miałam wrażenie, że Adam lata, gdy inni tylko skaczą. Życzę mu, żeby tak właśnie było stale - kończy z uśmiechem.
Małysz zapewnia, że jest gotowy do powrotu na skocznię. - Co cię nie zabije, to cię wzmocni - mówi nasz skoczek przed występem w Willingen, gdzie w 2001 roku ustanowił nieoficjalny rekord świata na skoczniach normalnych (151,5 metra).
Tam nokautował rywali
W 2001 roku Adam Małysz wygrał pierwszy konkurs w Willingen, wręcz nokautując rywali. W obu próbach Polak skakał na 142,5 metra. Drugiego Risto Jusilainena wyprzedził aż o 36,5 punktu!
Dzień później Małysz zepsuł pierwszy skok (122 m), ale w drugim palnął aż 151,5 metra, dzięki czemu zajął 2. miejsce.
Ammann po upadku skakał jak szatan
Czasami dramatyczne przeżycia na skoczni powodują, że zawodnik po powrocie odradza się i ma nową motywację do startów. Tak stało się na początku 2002 roku z Simonem Ammannem. Mało znany wówczas szwajcarski skoczek miał groźnie wyglądający upadek w Willingen, gdy gwałtownie spadł i uderzył twarzą w zeskok. Skończyło się na szczęście na siniakach i zadrapaniach. Amman chciał jak najszybciej znowu pojawić się na skoczniach. Kiedy wrócił, zdumiał cały świat wielką formą podczas igrzysk w Salt Lake City, w czasie których - zaledwie kilka tygodni po wypadku - zdobył dwa złote medale.