Podsumowując swoją wieloletnią karierę Stefan Hula ze szczególnymi odczuciami wraca dziś do olimpijskich konkursów – nie tylko tego, po którym wraz z Kamilem Stochem, Dawidem Kubackim i Maciejem Kotem stanęli na najniższym stopniu podium z brązowymi medalami, ale również zmagań indywidualnych.
– Medal był spełnieniem marzeń z dzieciństwa. Udowodniłem sobie w tym sezonie olimpijskim, że jestem skoczkiem światowej klasy. Gdybym był bardziej pewny siebie i trochę twardszy w niektórych momentach, to wiele rzeczy mogło pójść jeszcze lepiej – przyznaje skoczek ze Szczyrku. – Konkurs na normalnej skoczni był dla mnie bardzo udany i pewnie 5. miejsce, które ostatecznie zająłem brałbym w ciemno. Pamiętam te zawody, jakby to było wczoraj. Prowadziłem po pierwszej serii, ale po drugiej zarówno ja, jak i Kamil Stoch okazaliśmy się o tyle przegranymi, że straciliśmy miejsca na podium. Los potraktował nas niesprawiedliwie. Wykonałem kawał dobrej roboty, ale przeliczniki zadziałały tak, a nie inaczej i trochę zabrakło. A po samym skoku byłem przekonany, że mam ten upragniony medal... – wspomina Stefan Hula.
Rok olimpijski, co zresztą szczyrkowianin podkreśla uczestnicząc w kampanii „Z rodziną po sukcesy”, dofinansowanej w konkursie Ministra Rodziny i Polityki Społecznej „Po pierwsze Rodzina!”, był najbardziej pomyślnym w jego karierze. Brąz z kolegami z reprezentacji zgarnął także podczas mistrzostw świata w lotach narciarskich w Oberstdorfie, a w Zakopanem jeden z konkursów Pucharu Świata zakończył na czwartej pozycji, osiągając tym samym swój najlepszy indywidualnie rezultat. Udane starty były swego rodzaju nagrodą za szereg wyrzeczeń, także tych związanych z koniecznością podporządkowania sportowi istotnej części życia rodzinnego. – Stefek, gdy tylko mógł, starał się mi pomagać, kiedy dziewczynki były małe. Jak tylko miał trochę wolnego i nie musiał od razu z rana jechać na trening, wstawał i zajmował się córkami, żebym ja mogła dospać – wspomina żona skoczka Marcelina Hula.
– Zdecydowanie więcej czasu spędzała jednak z naszymi dziećmi żona. Co tu dużo mówić, wszystko miała na głowie i za to należą jej się wielkie brawa. Mogłem się dobrze wyspać, a to było dla mnie ważne w kwestii treningu. Gdyby nie to, że żona była tak wyrozumiała, to ciężko byłoby skupić się spokojnie na treningu i mieć spokojną głowę – uważa sam zawodnik.
Stefan Hula przyznaje dziś, że postawienie w młodości na skoki narciarskie było właściwym wyborem. W dużej części decyzja ta miała swoje podłoże w rodzinnych tradycjach, bo tata Stefan był dwuboistą, a siostra Magdalena uprawiała saneczkarstwo na torach naturalnych. – Taka była kolej rzeczy. Najpierw wszystkiemu się przyglądałem jako dzieciak, a gdy miałem sześć lat zacząłem skakać i bardzo mnie to wciągnęło – opowiada medalista olimpijski.
Wątek rodzinny na podkreślenie zasługuje również pod względem... kibicowania. – Najbardziej lubiłam jednak sama oglądać konkursy z udziałem Stefka, bo zawsze się bardzo stresowałam, gdy walczył o wyższą stawkę. Ale spotykaliśmy się też rodzinnie na zlotach i zawsze to wsparcie było – dodaje Marcelina Hula.
Moment zakończenia kariery, 12 marca 2023 roku podczas zawodów na Wielkiej Krokwi w Zakopanem, także miał wyjątkowy charakter. – Dla mnie to nie była łatwa decyzja. Musiałem do niej dojrzeć. Powiedziałem żonie, że to mój ostatni sezon, ale zakończenie w Zakopanem wyszło spontanicznie. Najbliższa rodzina towarzyszyła mi, było dużo emocji i łez, od kibiców czy znajomych dostałem też sporo ciepłych słów – mówi 37-latek.
– Swoje wypłakaliśmy. Był szpaler dla Stefka, prezent-niespodzianka. Propozycja takiego pożegnania wyszła od trenerów, ale sama nie byłam do końca przekonana czy, aby na pewno to będzie ten moment – dopowiada żona skoczka.
Życie rodzinne, mimo końca profesjonalnej kariery zawodniczej, wciąż toczy się wokół sportu. Marcelina prowadzi własną firmę i szyje kombinezony dla skoczków, Stefan został włączony do sztabu pracującego z kadrą kobiet. – Pogodzenie wszystkiego łatwe nigdy nie było. Mamy teściów i rodziców, na których możemy liczyć, ale dziewczynki potrzebują poświęcania im czasu – zauważają wspólnie.
Projekt dofinansowany został w konkursie Ministra Rodziny i Polityki Społecznej „Po pierwsze Rodzina!”.