Dawno nie mieliśmy takich powodów do emocji w narciarstwie alpejskim, jak mamy teraz. Polska długo musiała czekać na zawodnika, czy też zawodniczkę, która wbije się do światowej czołówki. Obecnie doskonale poczyna sobie Maryna Gąsienica-Daniel, która coraz częściej zdobywa punkty Pucharu Świata. Widać, że Polka jest w wielkiej formie, dlatego też powody do optymizmu przed mistrzostwami świata były duże. Podczas wtorkowego slalomu równoległego Gąsienica-Daniel ponownie pokazała swoje wielkie umiejętności.
Krok od strefy medalowej! Najlepszy wynik dla Polski od 1985 roku! [WIDEO]
Reprezentantka Polski była o krok od strefy medalowej. W pierwszym przejeździe ćwierćfinału była o wiele szybsza od Kathariny Liensberger. Miała tą przewagę, że jechała po czerwonej trasie, która była lepiej przygotowana. Niestety w drugim przejeździe role się odwróciły i to Austriaczka awansowała do kolejnego etapu rywalizacji. Problem w tym, że Liensberger wygrała przede wszystkim przez krzywdzący przepis zawodów.
Dotyczy on maksymalnej różnicy po pierwszym przejeździe. A ta może wynosić maksymalnie pół sekundy. Gąsienica-Daniel miałaby przed drugim przejazdem o wiele większą przewagę, gdyby nie ten dziwaczny przepis. - Ma on za zadanie nie eliminować od razu zawodników, którzy popełnią poważny błąd na trasie. Tacy narciarze, którzy wypadają z trasy albo tracą więcej niż 0,5 sek. otrzymują karę umowną równą stracie 0,5 sek. Taki zawodnik w drugim przejeździe rusza na trasę ze stratą 0,5 sek. Nie jest to do końca sprawiedliwy regulamin - powiedział w rozmowie z portalem onet.pl Wojciech Gajewski, delegat FIS. Nie ma wątpliwości, że taki przepis jest dla zawodników krzywdzący i ma mało wspólnego z czysto sportową rywalizacją. Bo jeśli ktoś jest zdecydowanie lepszy, to dlaczego ma na tym tracić?