- Problemy pojawiły się tydzień temu, podczas zgrupowania w Niemczech. Wróciłem wtedy do Polski, by przeprowadzić badania, były w porządku. Dlatego sądziłem, że to chwilowe dolegliwości. Ale w Rosji było coraz gorzej i po telefonicznej konsultacji z lekarzem z Polski postanowiliśmy, że wrócę do kraju - opowiada "Super Expressowi" najlepszy polski biatlonista.
Patrz też: Adam Małysz odchodzi! Koniec kariery skoczka wszechczasów!
Sikora teraz przez kilka dni będzie przechodził badania w kraju. - Wiem tylko, że mnie boli i tyle. Miejsca tej bolesności nie wyjawię. Bałem się, że gdybym wystartował, mogłoby się stać coś gorszego. Lekarz ostrzegał mnie, że nie mogę tego bagatelizować, bo może się źle skończyć.
- Kiedy już będę coś wiedział, to na pewno media o tym się dowiedzą - zapewnia wicemistrz olimpijski. Niektórzy zaczęli już plotkować, że chodzi o doping. - Na sto procent mogę zagwarantować, że to nie doping - mówi nam Sikora. - Nie mogłem też mieć żadnego sygnału alarmowego, bo ostatnią kontrolę przeszedłem w styczniu. Nie mam się czego obawiać. Więcej, miałem nadzieję, że kontroli poddam się właśnie po którymś z biegów w Chanty-Mansijsku. Bo to oznaczałoby miejsce na podium. Owszem, jest mi łyso.
Sikora jest też od niedawna trenerem kadry mężczyzn. Podopieczni startują w Chanty-Mansijsku bez jego opieki.
- Był pomysł, żebym pozostał na miejscu nie startując. Ale dolegliwości na to nie pozwoliły.
Wicemistrz olimpijski 2006 nie rozpatruje jeszcze zakończenia kariery. - Perspektywa igrzysk w Soczi nadal jest realna. Ale tej zimy pewnie już nie wystartuję, chociaż jest nikła szansa na występ w MP w drugiej połowie miesiąca - kończy Tomasz.