- Poczułem, że zaczęło mi już brakować woli walki - wyjaśnia Tomasz Sikora w rozmowie z "Super Expressem". - Wcześniej walczyłem do upadłego. Gdy ktoś mnie wyprzedził, "czepiałem się go", nie pozwalałem mu uciec. A teraz zdarzało mi się odpuszczać. Dlatego zdecydowałem. Kończę karierę.
"Super Express": - Jakie uczucia teraz w panu dominują?
- W trakcie sezonu przeżywałem złość, potem nadzieję, że będzie lepiej, w końcu pojawiało się zwątpienie. A teraz czuję ulgę, że już po wszystkim, i pustkę, która jeszcze jakiś czas potrwa.
- Odejdzie pan jako sportowiec spełniony?
- Spełnienie chyba rzadko zdarza się w sporcie. Na pewno w pierwszych latach kariery, gdy mieliśmy kiepski sprzęt i zaplecze, osiągnąłem dużo, zdobyłem tytuł mistrza świata. A były to czasy, gdy 70 procent startów było nieudanych dlatego, że źle jechały narty.
Przeczytaj koniecznie: Artur Szpilka POZDRAWIA DZIEWCZYNĘ: Mucho, mucho, TI, TI, TI
- Jak ocenia pan ten ostatni sezon?
- Totalna katastrofa. Przegrałem niemal wszystko, co można. W życiu nie pomyślałbym, że mogę być tak daleko za rywalami. Gdybym przegrał jeszcze mistrzostwa Polski, znalazłbym się na samym dnie.
- Wiek nie był już pana sprzymierzeńcem
- Nie czułem, żeby organizm był słabszy niż 2-3 lata temu, kiedy należałem do najlepszych na świecie. A mimo to spadłem na 60-70. lokaty w Pucharze Świata. Ani razu też nie zdarzyło mi się tej zimy upaść za metą, co jest dowodem, że nie dawałem z siebie wszystkiego.
- Dlaczego było tak źle?
- Po pierwsze, zbyt intensywnie trenowałem i za szybko osiągnąłem latem wysoki poziom wytrenowania. Nie odpocząłem po tym wysiłku i do samej zimy czułem się źle. Po drugie, ćwiczyłem bez trenera, ale był to mój wybór. Wiem dzisiaj, że zły. Ale nie zażądałem trenera, wiedząc, że wtedy reszta reprezentacji miałaby ograniczone możliwości finansowe. Po trzecie, po przerwaniu na miesiąc startów spadłem nisko w rankingu, startowałem z odległymi numerami, po trasie rozjeżdżonej.
- Ma pan pomysł na życie "w cywilu"?
- Mam kilka, ale jeszcze nie zdecydowałem. Czekam aż minie to uczucie pustki. Chciałbym pozostać przy biatlonie, ale mam też propozycję biznesową.
- Nie wejdzie pan na dach jako dekarz, jak po igrzyskach 2002?
- Nie, ale firma dekarska mojego brata bardzo rozszerzyła działalność (śmiech).
Naj... naj... naj... Tomasza Sikory
Największy sukces? Medal olimpijski w Turynie 2006.
Najlepszy trener? Roman Bondaruk. A wcześniej Aleksander Wierietielny, który poświęcił mi wiele czasu, nauczył dobrze strzelać.
Najlepszy z rywali? Ole Einar Bjoerndalen. Zaszczytem i pechem było startować w jego epoce.
Największe rozczarowanie? Igrzyska 2002, na których w najlepszym biegu byłem dopiero 25.