Wielkimi krokami zbliża się zima, a fani skoków narciarskich powoli odliczają ostatnie dni do inauguracji Pucharu Świata. Już 24 listopada najlepsi skoczkowie świata pojawią się na skoczni w fińskiej Ruce i rozpoczną zmagania, które potrwają aż do końca marca. W trakcie sezonu kibice będą żyli skokami Kamila Stocha i reszty polskich skoczków, a jedną z najbardziej zaangażowanych emocjonalnie osób będzie Ewa Bilan-Stoch. Żona trzykrotnego mistrza olimpijskiego wspiera go od kilkunastu lat, a upływający czas nie osłabia fundamentów ich związku. Widać to po wzajemnym wsparciu, które objawia się m.in. podczas pomocowych wypraw 38-latki na Ukrainę. W ostatnich tygodniach zaliczyła ich kilka, a każdy wyjazd wiązał się z ogromnym wysiłkiem, o którym szczerze opowiadała w mediach społecznościowych.
Niezwykłe wyznanie Ewy Bilan-Stoch. Nie miała innego wyjścia
Podczas ostatniej wyprawy celem Ewy Bilan-Stoch i jej kompanów był Charków, z którego mieli aż 1112 km drogi powrotnej do Korczowej. Trasę tę było trzeba pokonać jak najefektywniej, a później żona Stocha miała jeszcze ponad 300 km z granicy do domu. Nic dziwnego, że wymagający dystans obciążający psychikę sprawił, że uczestniczy akcji starali się łapać oddech podczas postojów. "Wszystko ok, ale przystanek na papieroski co godzinę... Co z tego, że nie palę" - przyznała przewrotnie Bilan-Stoch, która chcąc nie chcąc towarzyszyła kompanom "na dymku".
Nie był to jedyny zakulisowy smaczek, jaki pasjonatka fotografii zdradziła swoim fanom. Jeden z nich spytał ją o szczegóły organizacyjne i doczekał się wyczerpującej odpowiedzi. "Znakomite pytanie. Śpimy w hotelach, jedne są super, w innych bywa zimno i niezbyt czysto. Czasem mamy okazję zjeść domowe jedzonko, gruzińskie przysmaki albo placki ziemniaczane, a czasem człowiek marzy o hot-dogu ze stacji i to pozostaje tylko marzeniem. Staram się mieć przy sobie płatki owsiane, jabłka i wodę" - wyjaśniła bez ogródek żona Kamila Stocha.