Kiedyś rodzina Radwańskich jeździła na turnieje w komplecie: tata, mama i dwie córki. Te czasy jednak dawno minęły. Teraz Katarzyna Radwańska najczęściej towarzyszy Urszuli (21 l.), zaś Robert Radwański (49 l.) do niedawna jeździł z Agnieszką. Teraz jego rolę trenera podczas turniejów przejął Tomasz Wiktorowski (30 l.).
Specjalistka od horrorów
Pojedynek Isi ze Zwonariową był piekielnie zacięty. Obie do upadłego walczyły o awans, ostatecznie po prawdziwym dreszczowcu o kilka piłek lepsza okazała się Polka. Katarzyna Radwańska trybuny opuszczała na miękkich nogach.
- Boże, jakie emocje. Przepraszam, nie jestem w stanie rozmawiać, przepraszam, ja nawet nie wiem, jak się nazywam - tylko tyle wykrztusiła z siebie, kiedy tuż po meczu poprosiliśmy ją o komentarz.
- Byłam już na przegranej pozycji. Nie zastanawiałam się nad niczym, po prostu walczyłam o każdą piłkę. Nie wiem, czy to był najbardziej emocjonujący mecz w mojej karierze, trochę ich już było, tak się jakoś składa ostatnio. Jestem taką specjalistką od horrorów na korcie, może dlatego, że lubię też takie filmy - śmieje się Isia. - Kiedyś już na pewno udało mi się wybronić trzy meczbole i wygrać mecz, ale... nie pamiętam gdzie i kiedy.
Brawo, Isiulec!
Agnieszka zdradziła reporterowi "Super Expressu", że obecność mamy i siostry na trybunach bardzo jej pomogła. - To był mecz na stykach, każda z nas mogła wygrać. Wiera miała trzy meczbole, ale trochę zatrzęsła jej się ręka - ocenia Isia. - Cieszę się, że na meczu była moja mama. Bardzo fajnie, że przyjechała.
Emocji po meczu nie krył także trener Tomasz Wiktorowski. - Brawo, Isiulec - zawołał do Agnieszki, kiedy tylko zeszła z kortu. - Nie wiem, czy mam jeszcze jakieś włosy w innym kolorze niż siwy - powiedział "Super Expressowi". - Jestem cały mokry i roztrzęsiony, takie to były nerwy.
Dzięki zwycięstwu nad Zwonariową Agnieszka wczoraj miała realne szanse na awans do półfinału turnieju Masters. W meczu z Petrą Kvitovą (zakończył się po zamknięciu tego wydania "SE") musiała wygrać tylko jednego seta.