Iga Świątek walczy w Rzymie o trzeci triumf w tym turnieju z rzędu. Piątkowym zwycięstwem z Pawluczenkową udowodniła, że na korcie w stolicy Włoch czuje się jak ryba w wodzie, choć wielkim zaskoczeniem są słowa polskiej liderki rankingu WTA po ostatnim spotkaniu. Od 2021 roku Świątek w Rzymie nie ma sobie równych, jednak jeden z dziennikarzy cofnął się jeszcze wcześniej i przypomniał Polce jej ostatnią porażkę w tej imprezie. Miała ona miejsce we wrześniu 2020 roku, tuż przed przełomowym zwycięstwem w Roland Garros. Lepsza od Igi już w 1. rundzie okazała się wówczas Arantxa Rus (6:7, 3:6). Okazuje się, że polska tenisistka mierzyła się wtedy ze sporymi problemami i poważnie rozważała zakończenie kariery!
Dopiero po kilku latach Iga Świątek zdobyła się na to wyznanie
- Cóż, przyznam szczerze, nie było łatwo. To była dość zdradliwa część mojej kariery. To znaczy dopiero zaczynałam, ale tak, kariery. Ten mecz wspominam jako dość traumatyczny. Ona grała wysokie piłki. To naprawdę zadziałało na tej wolnej powierzchni. Nie mogłam na to odpowiednio zareagować. Popełniałam dużo błędów. Nie czułam się zbyt dobrze. Pamiętam, że wtedy odbyliśmy poważne rozmowy z zespołem, co zmienić, jak się zresetować, co powinnam zrobić, żeby poczuć się trochę lepiej - wyznała po blisko trzech latach Świątek. Złe samopoczucie z Rzymu ciągnęło się zdecydowanie dłużej i mocno odbijało się na ówczesnej nastolatce.
Takiej szczerości Igi Świątek jeszcze nie było
- Wróciłam do domu, żeby potrenować, a ten okres wcale nie był łatwy. Pewnie też miałam oczekiwania, bo to była mączka i wiedziałam, że stać mnie na więcej. To było naprawdę bardzo, bardzo trudne. Nawet kiedy pojawiłam się na Roland Garros, pamiętam, że byłam przed turniejem na Jean Bouin i tam trenowałam. Dosłownie rozmawiałam z Darią, czy jest sens kontynuować wszystko, bo czułam się bardzo źle. Moje oczekiwania były po prostu wysokie. Czułam się naprawdę źle na korcie, zawsze spięta i zestresowana, nawet kiedy tylko trenowałam - wspomniała trudne momenty trzykrotna triumfatorka turniejów Wielkiego Szlema.
Ostatecznie przełomem okazał się udany trening z Kristiną Mladenović, który pozwolił Polce się zresetować. Pewności siebie dodały jej też pewne zwycięstwa w pierwszych rundach Roland Garros 2020, które przyszły... niespodziewanie. Świątek miała poczucie, że gra fatalnie i nie mogła zrozumieć, skąd te wygrane mecze. Dobra seria przyniosła jej pierwszy wielkoszlemowy triumf, po którym stała się światową gwiazdą, ale nawet do dziś nie potrafi wytłumaczyć, skąd wziął się tamten wybuch formy w Paryżu. Właśnie dlatego zeszłoroczny sukces we French Open w roli głównej faworytki smakował dużo lepiej. W tym roku Świątek powalczy o obronę trofeum w stolicy Francji, ale najpierw stoi przed tym samym zadaniem w Rzymie. W 3. rundzie jej rywalką będzie Łesia Curenko z Ukrainy.