- Jak się teraz czujesz i jak byś porównała swoje emocje do tych z 2020 roku?
Iga Świątek: - To niesamowite uczucie, zupełnie inne niż w 2020. Wtedy miałam wrażenie, że mi się poszczęściło. Teraz wiem, że na to ciężko zapracowałam, byłam bardziej świadoma, tego co się dzieje i jak muszę poskładać wszystkie puzzle, żeby to zadziałało. Dwa lata temu to było jakieś szaleństwo. Tak naprawdę nie wierzyłam jeszcze wtedy w stu procentach, że jestem w stanie wygrać Szlema. Teraz jestem jeszcze bardziej z siebie dumna i gotowa nawet trochę poświętować.
- Z czego jesteś najbardziej dumna?
- Może to zabrzmi nieco dziwnie, ale chyba z tego, że wygrałam te 35 meczów z rzędu i pobiłam rekord Sereny Williams. Zawsze chciałam ustanawiać rekordy, a w tenisie jest to naprawdę trudne po tym, czego dokonała Serena. Dlatego to naprawdę zrobiło na mnie wrażenie. Oczywiście z wygrania Szlema też się cieszę (śmiech), ale to osiągnięcie jest dla mnie czymś specjalnym.
- W finałach gromisz rywalki. Czy przed nimi zmieniasz swoje podejście?
- Szczerze mówiąc, staram się podchodzić do nich jak do każdego inne meczu, ale to bardzo trudne i praktycznie niemożliwe, bo dochodzi dodatkowa porcja stresu oraz myśl, że to już ostatnie spotkanie w turnieju i byłoby miło dobrze wszystko zakończyć. Wiem też, że moje rywalki są wtedy bardzo zestresowane i po prostu staram się wtedy nie panikować i być mniej zdenerwowana niż one.
- Dwa lata temu wygrałaś tutaj przy pustych trybunach. Teraz na stadionie wypełnionym 15 tysiącami kibiców...
- I teraz podobało mi się dużo bardziej. Łatwiej też było mi się skoncentrować. Na pustym stadionie słyszysz każdą swoją myśl, co jest stresujące. Kiedy słyszysz doping kibiców, łatwiej te myśli odgonić. Poza tym to było wspaniałe uczucie, kiedy widziałam polskie flagi i słyszałam swoje imię wykrzykiwane poprzez ludzi, którzy przyszli, żeby mnie wspierać. To dodało mi energii.
- Przez cały turniej musiałaś się zmagać z ogromną presją faworytki. Jak trudno było dźwigać ten bagaż?
- Muszę przyznać, że to właśnie było dla mnie najtrudniejsze. Tym bardziej, że Szlemy są szczególne, faworytki często odpadają szybko, bo ciężko sobie radzić z tą wyjątkowo presją i atmosferą. Najcięższe było powstrzymywanie się przed przesadnym analizowaniem tego wszystkiego i myśleniem o tych seriach i liczbach. Udawało mi się to robić przez kilka miesięcy, ale te dwa tygodnie tutaj było trudniejsze, również dlatego, że ciągle mi o tych rekordach przypominaliście (śmiech). Ale to też jest częścią mojej pracy, jestem w tym coraz lepsza i z tego też jestem bardzo dumna.
- Na trybunach kibicował ci Robert Lewandowski. Co to dla ciebie znaczy?
- Nie miałam pojęcia, że tam był i dobrze, bo pewnie bym się zestresowała (śmiech). Bardzo się cieszę, że się tutaj pojawił. Nie wiem, czy jest wielkim fanem tenisa, ale WOW... To od wielu lat topowy sportowiec w naszym kraju, więc aż ciężko mi uwierzyć, że przyleciał, żeby mnie oglądać. Mam nadzieję, że mu się podobało i że jeszcze wróci.
- To pytanie będzie nieco dziwne, ale nie wiem czy słyszałaś o tym, że jak się wpiszę w internetowy translator słowo "Świątek", to tłumaczy z polskiego na słowo "Święta. Dokładnie tak samo z języka katalońskiego tłumaczy słowo "Nadal".
- To faktycznie dziwne pytanie (śmiech). Słyszałam o tym i myślę, że to fajny zbieg okoliczności. Miło mieć coś wspólnego z Nadalem.
SuperSport – Przemek Ofiara, Jerema Jamroży i Mateusz Kwiatkowski o tym co się dzieje w świecie sportu.
Posłuchaj PODCASTU!
Listen to "SuperSport" on Spreaker.