Ulę w styczniu dopadły bóle pleców. Prześwietlenie wykazało, że jeden z kręgów jest pęknięty. Lekarze nie byli w stanie rozstrzygnąć ani skąd wziął się uraz, ani jak go leczyć. Ula nie grała kilkanaście tygodni. Wreszcie pod koniec marca przeszła w USA operację.
- To nowatorska metoda, do kręgu jest wprowadzana specjalna rurka, przez którą jest tłoczone coś w rodzaju cementu łączącego pęknięcie - tłumaczy. - Przede mną taki zabieg przeszło chyba tylko sześć osób. Nie było wiadomo, jak się potoczy rehabilitacja i czy uda mi się wrócić do tenisa - opowiada.
Po zabiegu Ula nie była w stanie sama się poruszać i jeździła na wózku inwalidzkim.
- To było straszne. Gdy obudziłam się po zabiegu, spojrzałam na palce i sprawdziłam, czy mogę nimi poruszać, czy nie mam jakiegoś paraliżu - mówi tenisistka. - Bardzo się bałam, że coś pójdzie nie tak. Przez jakiś czas jeździłam na wózku, ból był tak straszny, że nie byłam w stanie się ruszać. Przychodziły mi do głowy myśli, że może już tak będę jeździła do końca życia. Jak najszybciej próbowałam je wyrzucić z głowy. Na szczęście po kilku dniach wstałam z wózka i zaczęłam chodzić - wspomina.
Rehabilitacja przebiegła znakomicie. Prześwietlenia wykazały, że pęknięty krąg w kręgosłupie został wyleczony. Młodsza z sióstr Radwańskich zdążyła już nawet zagrać pierwszy oficjalny mecz. W 1. rundzie eliminacji w San Diego przegrała 2:6, 1:6 z Alją Tomljanović z Chorwacji.
- Pierwsze wyniki są bez znaczenia, ważne, że znów gram. Trudno się spodziewać, żeby po takiej przerwie od razu grać na takim poziomie, jak wcześniej - wyjaśnia. - Ale mogę teraz w ośmiu turniejach wystąpić według rankingu sprzed kontuzji. Mam nadzieję, że dzięki temu uda mi się szybko wrócić do pierwszej setki rankingu - kończy.