Maja Włoszczowska: Jeszcze nie zginęłam tylko o mnie ciszej

"Super Express": - Czy ten pechowy występ w Andorze nauczył panią czegoś nowego?

Maja Włoszczowska: - Tak, przede wszystkim tego, ze pomimo wielu lat spędzonych na trasach, wciąż popełniam błędy. Jak każdy. To wyłącznie moja wina, że nie sprawdziłam bloków przed startem. Nauczył też, że wokół mnie powinna być przez cały rok ta sama grupa obsługi. w której jasno są podzielone obowiązki. W tym roku zależnie od zawodów moim rowerem zajmowało się trzech różnych mechaników, bo raz reprezentuję barwy grupy zawodowej, innym razem startuję jako kadra Polski.

- Forma panią zadowoliła?

- Nawet bardzo. Miałam dobry start, co było moją słabą stroną. Długo byłam w czołówce. Gdyby nie defekt, byłaby szansa wrócić z medalem.

Rafał Majka: Wypruję żyły, a nie odpuszczę podium [ZDJĘCIA]

- Nie zniechęcają panią mistrzynie świata i Europy, które mając po 22-23 lata, wskoczyły w tym roku do światowej czołówki?

- One nie przyszły znikąd, mają już sukcesy. Ale młode zawodniczki potrafią mieć zarówno wyskoki, jak i słabsze występy. A ja jestem jakby pomiędzy młodymi perspektywicznymi i starszymi z doświadczeniem. I przygotowuję się do igrzysk w Rio z myślą o złotym medalu. Za miesiąc jadę tam na rekonesans. Chcę przejechać olimpijską trasę tyle razy, ile się da, oraz znaleźć teren na aklimatyzację i trening przed igrzyskami.

- Więc jeszcze Maja nie zginęła?

- Nigdzie nie zginęłam, tylko ciszej jest o mnie w mediach.

- A jaki wiek jest najlepszy dla kolarki górskiej?

- Powiem tyle, że była mistrzyni olimpijska Norweżka Gunn-Rita Dahle ma lat 42, a w tym roku została mistrzynią świata w maratonie.