Gwałt, molestowanie, seks z zawodniczkami, pobieranie haraczy, zastraszanie... Oskarżenia rzucane pod adresem kolarskiej centrali są przerażające. Do tego dochodzą wycofujący się sponsorzy, którzy utracili zaufanie do sterników PZKol oraz zdecydowane apele ministra sportu i turystyki Witolda Bańki. Polityk wstrzymał finansowanie związku i wezwał jego zarząd do natychmiastowej dymisji, jeszcze raz podkreślając, że absolutnie nie wyobraża sobie kontynuowania współpracy z zasiadającymi w nim ludźmi. - W tej sytuacji musi dojść do całkowitego resetu, oczyszczenia środowiska. Nie zamierzamy dociekać, który z członków zarządu jest bardziej winny, a który mniej - podkreśla z całą stanowczością Bańka.
Prezes Banaszek wie jednak swoje. Konsekwentnie odmawia ustąpienia, przekonując, że po pierwsze to o niczym nie wiedział, a po drugie wszystko, co złe, działo się, kiedy on związkiem jeszcze nie rządził. Zapomina o podstawowych rzeczach. Wobec ogromu skandalu, który wybuchł, powinien honorowo odejść. A do tego trzymając się stołka i przedłużając tę szkodliwą dla polskiego kolarstwa awanturę, blokuje rozwój młodym zawodnikom. Prezesie Banaszek, miej honor i odejdź!
ZOBACZ: Piotr Wadecki: Przeszło to moje wyobrażenia. Echa seks-skandalu w PZKol