Iskrą zapalną burzy okazał się były wiceprezes PZKol, Piotr Kosmala. To jego zeznania sprawiły, że Dariusz Banaszek i cały jego związek przeżywa prawdziwy koszmar. Po ujawnieniu szczegółów seksafery w polskim kolarstwie Minister Sportu i Turystyki, Witold Bańka, zażądał złożenia dymisji przez wszystkich członków zarządu. Według byłego włodarza PZKol w organizacji miało dochodzić do gwałtów oraz pobierania haraczy. Do decyzji ministra przychyliło się siedem z dziewięciu osób tworzących zarząd PZKol. Pozostała dwójka, w tym prezes zarządu, domagała się spotkania z przedstawicielem ministerstwa. Według niezwalniających stołka Witold Bańka nie ma prawa żądać ustąpienia składu wybranego w legalnych wyborach.
- Siedmiu członków zarządu Polskiego Związku Kolarskiego zrezygnowało na prośbę Ministerstwa Sportu i Turystyki, dwóch nie posłuchało. Tym samym nie zostały spełnione warunki dalszej współpracy. Nie będzie zmiany stanowiska z naszej strony. Wszyscy muszą odejść. Musi nastąpić całkowity reset, całkowite katharsis - powiedział Minister Sportu i Turystyki na spotkaniu z dziennikarzami. Co więcej, przedstawiciel rządu wspomniał również o niedopatrzeniu PZKol, który nie złożył w terminie sprawozdania finansowego. Dokument powinien zostać oddany w czwartek. Ten błąd może być koszmarny w skutkach - związek może zostać zmuszony do zwrotu dotacji równej... około 17 milionów złotych!
Witold Bańka pozostaje niewzruszony wobec komentarzy i działań Dariusza Banaszka. - Gdybym podchodził poważnie do wszystkich zmian opinii, do tych wszystkich słów, które wypowiadał w ostatnich dniach pan prezes, gdybym traktował tego pana jako osobę wyjątkowo stabilną emocjonalnie, to zapewne zmuszony byłbym wytoczyć mu proces sądowy - skomentował Minister Sportu i Turystyki.
Dowiedz się więcej: Prezes PZKol idzie na wojnę z ministrem sportu: Nie kupi pan stanowisk pieniędzmi podatników!