Najbliższy weekend zarezerwowany jest na tradycyjny Mecz Gwiazd, na razie jeszcze bez udziału Polaka... Polski środkowy Orlando Magic dostanie kilka dni wolnego, ale na urlop wybiera się w średnim nastroju. Co prawda zagrał w meczu z Denver Nuggets (2 pkt, 6 zbiórek, 1 blok w ciągu 10 minut), ale jego zespół nieoczekiwanie przegrał u siebie 73:82. Poprzednie 15 meczów Nuggets z Magic w Orlando kończyło się zwycięstwami ekipy z Florydy.
- Twoja drużyna rzadko przegrywa w swojej hali...
- Tak, to była spora niespodzianka. Mam wrażenie, że większość graczy myślami była już na wakacjach, nie mieliśmy pomysłu na grę, nie potrafiliśmy się zmobilizować.
- Grałeś krótko, ale jak zwykle wprowadzałeś do gry ożywienie.
- Jestem zadowolony. Szkoda tylko, że kiedy łapałem rytm gry, musiałem zejść z parkietu. Zaledwie po kilku minutach.
- To musi wkurzać...
- (śmiech) Za mocne słowa. Trochę mnie to tylko frustruje. Trudno, taka jest moja rola.
- Pozostajesz siłą rzeczy w cieniu supergwiazdora Dwighta Howarda. Jakie są wasze stosunki?
- To supergość. I mój świetny kumpel. Nie "gwiazdorzy", jest otwarty i bardzo miły. To nie tylko świetny sportowiec, ale i w życiu daje dobry przykład. Nie baluje, szanuje ludzi. Dla niego koszykówka to całe życie. Gra sprawia mu niesamowitą radość. Po każdym zdobytym punkcie cieszy się jak dziecko.
- Wiele się możesz od niego nauczyć?
- Na pewno, ale uczymy się od siebie nawzajem. On u mnie podpatruje sztuczki europejskie, a ja u niego te z NBA.
- Czy Orlando przedłuży z tobą kontrakt?
- Te sprawy prowadzi mój agent. On rozmawia z klubami. Ja koncentruję się na kolejnym meczu. Niczym innym nie chcę sobie głowy zaprzątać.
- Jakie masz plany na pięciodniowe wakacje w czasie Weekendu Gwiazd?
- Jadę z przyjaciółmi do Miami. Przez pierwsze dwa dni nie spojrzę nawet na piłkę, będę leżał plackiem na plaży. Potem zacznę trenować. Więcej, niż dwa dni nie wytrzymam bez koszykówki.