Cavaliers odrabiają straty!

2009-05-29 12:39

Już tylko 3-2 dla Magic w rywalizacji z Cleveland Cavaliers. W piątym meczu "Kawalerzyści" wygrali z Orlando 112:102.

Trzeba sięgnąć 45 lat wgłąb historii National Basketball Association, by znaleźć koszykarza, który w pierwszych pięciu meczach zdobył tyle punktów, co w tym sezonie LeBron James przeciwko Orlando Magic. Był nim legendarny Jerry West z Los Angeles Lakers.

Jednak "Król" nie potrzebuje żadnych wzorów, co udowodnił w piątym meczu serii przeciwko Orlando Magic, kiedy praktycznie w pojedynkę doprowadził swój zespół do zwycięstwa 112:110 (35:18, 21:37, 22:24, 34:23).

 Praktycznie w pojedynkę, bowiem był współautorem 32 kolejnych punktów zdobytych przez Cleveland Cavaliers! Albo zdobywał kosze sam, albo punkty padały po jego podaniach. Dodał to tego swój pierwszy w tej serii "triple double" - 37 punktów, 14 zbiórek, 12 asyst - przedłużając szanse na awans swojej drużyny, która szósty mecz serii finałów Konferencji Wschodniej grać będzie w w sobotę wieczorem w Awmay Arena w Orlando.

Zespołowi Marcina Gortata, który spędził na boisku 11 minut zdobywając 1 punkt, 4 zbiórki i 2 zablokowane rzuty, ciągle do awansu wystarczy jedno zwycięstwo. Presja będzie na nich, bo nikt z ekipy trenera Stana Van Gundy, która odrobiła w Cleveland dwudziestodwupunktową stratę, by przegrać w ostatniej kwarcie z LeBronem Jamesem na pewno nie chce jeszcze raz widzieć "Króla" na własnym parkiecie.

Początek meczu zapowiadał jatkę, bo koszykarze z Cleveland trafili pierwsze 10 z 11 oddanych rzutów prowadząc w pierwszej kwarcie już różnicą 22 punktów (34:12).

Trafiali wszyscy i z każdej pozycji, a ekipa z Orlando nawet nie próbowała powstrzymać szybszych i bardziej zdecydowanych gospodarzy. Przegrywanie dwucyfrową różnica punktów nie jest jednak dla Magic w starciach z Cavaliers niczym nowym i to było widać po spokojnej grze zespołu z Orlando, które jakby wiedziało, że wypracowany przez trenera schemat gry musi przynieść efekty.

Trafienia Turkoglu, który zastąpił w tym meczu na pozycji wyborowego strzelca zupełnie nie mającego swojego dnia Rafera Alstona (tylko trzy punkty, 1 na 10 trafionych rzutów z gry), skuteczność w uwalnianiu się od obrońcy i trafieniach z dystansu oraz wejściach na kosz Rasharda Lewis i w Quicken Loans Arena w centrum Cleveland było tak cicho, jakby odbywał się mecz szachowy, kiedy na niespełna sekundę przed końcem pierwszej połowy Orlando przegrywało tylko... jednym punktem po rzucie na trzy punkty Lewisa.

Początek trzeciej kwarty należał nadal do Orlando, które dokonało rzeczy niezwykłej - nie dość, że potrafiło odrobić 22 punktową stratę na boisku rywala, to jeszcze po rzutach Turkoglu i Courtney'a Lee objęło ośmiopunktowe (64:56) prowadzenie. Przez następne 14 minut, a szczególnie w ostatnich ośmiu minutach meczu, kiedy Orlando nadal prowadziło (90:89) każdy z nas mógłby być trenerem Clevelend. Taktyka Mike'a Browna, do której zresztą przyznał się na konferencji prasowej, polegała na daniu piłki do ręki LeBronowi i wydaniu dyspozycji, by nikt z Cavs mu nie przeszkadzał. Tego ostatniego próbowało natomiast pięciu koszykarzy Orlando, ale skutek był żaden.

 - LeBron zdobył w ostatnich 9 minutach 17 punktów ogrywając całą drużynę Magic, która zdobyła tych punktów... dwanaście. James, jeśli nie rzucał za trzy punkty z półdystansu albo wchodził na kosz to podawał tak, że jego koledzy mieli przed sobą tylko pusty kosz, bo przecież reszta zespołu z Orlando bała się tylko Jamesa.

- Gra Cleveland polega na tym, że gra James, praktycznie cały czas. Jak atakuje kosz, to automatycznie jest faul i rzuty osobiste. Jedną z rzeczy, nad którą musimy popracować, to powstrzymanie go od rzucania 20 osobistych w meczu. Musimy to zatrzymać - powiedziałł Stan van Gundy.

Trener Magic ma przed sobą ciężkie dwie noce myślenia jak to zrobić, bo Cleveland wygrało w ten sposób 66 meczów w regularnym sezonie - więcej niż ktokolwiek w NBA.

Od 1947 roku, tylko osiem zespołów przegrało serię w której prowadziło 3-1 i choć Orlando wie, jak grać przeciwko łatwym do powstrzymania rywalom, poza LeBronem oczywiście. W rywalizacji gwiazd to "Król" wygrywa z "Supermanem". Czy dobry zespół pokona jednego gracza? Przekonamy się w sobotnią noc w Orlando.

Najnowsze