Lepszego sylwestra nie mógł sobie wymarzyć. W ostatnim dniu 2008 roku Marcin Gortat (25 l.) pokazał, że warto na niego stawiać i zbliżył się do przedłużenia kontraktu z Orlando Magic.
Swój najlepszy miesiąc w karierze zawodowej polski koszykarz uwieńczył w Chicago, gdzie ekipa z Orlando rozniosła Bulls 113:94. Gortat spędził na boisku prawie 19 minut i niemal pobił osobisty punktowy rekord w NBA (16), zaliczając 14 pkt i 7 zbiórek.
- Jestem bardzo zadowolony - mówi Marcin "Super Expressowi". - Mam nadzieję, że w następnych meczach wypadnę jeszcze lepiej. Choć tak naprawdę nigdy przed meczem nie jestem pewien, ile minut będę grał - przyznaje.
Magic szybko uzyskali olbrzymią przewagę, dochodzącą momentami do 33 pkt. W czwartej kwarcie lider Orlando, Dwight Howard nie był już zatem potrzebny i na parkiecie szalał Polak. Był aktywny w obronie, walczył na tablicach, z łatwością, także lewą ręką, zdobywał punkty, ogrywając między innymi syna słynnego Yannicka Noaha, Joakima.
- Zawsze spokojnie czekam na swoją kolej do wyjścia na boisko - mówi Gortat, który w grudniu wreszcie dostał szansę i doskonale ją wykorzystuje. Teraz czeka na kolejne dobre wiadomości, tym razem od szefów klubu.
- Przede mną podpisanie nowego kontraktu - przyznaje polski koszykarz Magic. - Ale wszystko zależy od głównego menedżera.
Perspektywy są dobre, tym bardziej że naszego człowieka bardzo chwalą trenerzy.
- Jest świetnym zawodnikiem, ma ogromny potencjał. Z meczu na mecz gra coraz lepiej, szybko się uczy i nigdy nie daje za wygraną - ocenia Stan van Gundy, szkoleniowiec Orlando.
Tuż po meczu, rozgrywanym we wczesnych godzinach popołudniowych 31 grudnia, gracze Orlando wrócili do siebie. Gortat spędzał sylwestra w domu z przyjaciółmi i... nie pił szampana.
- Nie lubię bąbelków - zdradza Marcin.