Między innymi od powrotu do formy strzeleckiej skrzydłowego reprezentacji Michała Ignerskiego (29 l.) zależy sukces polskich koszykarzy w dzisiejszym meczu z Serbami na początek drugiej odsłony imprezy. A potem wcale nie będzie łatwiej. Kolejnymi rywalami Polaków będą bowiem Słoweńcy i uważani przed ME za głównego faworyta Hiszpanie.
- Czy mnie zaskoczył Ignerski? Proszę nie żartować, przecież rzucił niedawno Hiszpanom pięć razy za 3 punkty - odparował trener Bułgarii Pini Gershon na pytanie o skuteczność "Igiego" w wygranym przez Polskę meczu z jego podopiecznymi. Izraelski trener przywoływał sparing biało-czerwonych z mistrzami świata, w którym polski skrzydłowy zaaplikował utytułowanym przeciwnikom pięć "trójek".
Wydawało się, że i we Wrocławiu Michał jest w wielkim ciągu, aż przyszedł pechowy występ z Turkami.
- Miałem otwarte pozycje, z których nie mogłem w ogóle trafić - przyznaje Ignerski, mocno niezadowolony po swoim ostatnim występie. - Trzeba przewrócić kartkę i zacząć na nowo. I nie ma mowy o tłumaczeniu się zmęczeniem, w każdym kolejnym meczu powinniśmy grać bardzo agresywnie. W Łodzi znowu będziemy nastawieni optymistycznie - zapewnia. - Zapominamy o porażce, bo ona może być czasem wliczona w sukces. Jestem pewien, że potrafimy przetrwać słabsze momenty - dodaje.
Ignerski widzi jednak pewien kłopot.
- Problemem może być nie tylko to, że rywale są teraz coraz trudniejsi, ale to, że oni już się nam przyjrzeli, znają nasze mocne i słabsze strony - tłumaczy polski skrzydłowy przed walką o ćwierćfinał EuroBasketu. - Ale cel jest niezmienny: obyśmy spotkali się w Katowicach na ćwierćfinałach.