W decydującym, siódmym meczu finału Konferencji Zachodniej Warriors wygrali w Houston z miejscowymi Rockets 101:92 po spotkaniu, które miało kuriozalny przebieg. Nie da się racjonalnie wytłumaczyć tego, co stało się z koszykarzami z Houston w trzeciej kwarcie.
„Rakiety” grały do tego momentu twardo i prowadziły nawet 15 punktami, miały wsparcie swoich kibiców. I nagle zgasły. W trzeciej odsłonie zaliczyły 27 kolejnych pudeł, z tego 14 za 3 pkt! „Wojownicy” są zbyt dobrą drużyną, by mogli tego nie wykorzystać, a ich lider Stephen Curry, gdy tylko poczuł krew, złapał rywali za gardło i już nie puścił.
Curry zaliczył 27 pkt, z czego aż 14 zdobył w kluczowej kwarcie nr 3. Tercet snajperów Curry – Kevin Durant – Klay Thompson zbombardował gospodarzy rzutami trzypunktowymi. Miał ich łącznie 15. – Wiedzieliśmy, że nawet kilkunastopunktową różnicę możemy odrobić w ciągu dwóch minut dobrego grania – przyznał Thompson.
W obu parach finałów konferencji ubiegłoroczni finaliści, Cleveland i Golden State przegrywali już 2–3, ale nie dali sobie potem zrobić krzywdy, odnieśli po dwa zwycięstwa w hali przeciwników i awansowali do wielkiego finału.
Warriors zdobywali tytuł w latach 2015 i 2017, a Cavaliers w 2016 r. Pierwsze dwa starcia finału odbędą się w Oakland w czwartek i niedzielę. Potem rywalizacja przeniesie się na dwa spotkania do Cleveland. Gra się do 4 zwycięstw.
– Awans do finału po raz czwarty smakuje tak samo dobrze jak poprzednie, bo trzeba było na niego ciężko zapracować – mówił Curry, którego zespół był o jedną porażkę od odpadnięcia z gry. Houston miało szansę na występ w finale po raz pierwszy od 23 lat i nie dało rady, w dużym stopniu za sprawą kontuzji doświadczonego rozgrywającego Chrisa Paula, który nie mógł zagrać w dwóch ostatnich meczach. – Zabrakło nam dodatkowej energii – nie ukrywał gwiazdor „Rakiet” James Harden.