Jeszcze jesienią, po nieudanym olimpijskim sezonie 2021, biegacz RKS Łódź z optymizmem podjął przygotowania do startów w roku 2022 i nie stawiał kresu sportowej karierze.
- Do tego kroku dojrzałem niedawno – przyznaje Adam Kszczot w rozmowie z "Super Expressem". - Od dawna powraca do mnie zdanie, że własne dzieci tylko raz są małe… Decyzja jest ostateczna, a najważniejszą jej przyczyną jest rodzina. Z ankiet prowadzonych przez psychologa Jana Blecharza wychodzi jasno, że jedna z najbardziej ograniczających mnie rzeczy jest tęsknota za rodziną. I widać to na treningach. Naprawdę bardzo cierpię, gdy wyjeżdżam na kilkutygodniowe zgrupowanie. Trzeba być 250 dni w roku poza domem, a mnie psychicznie na to nie stać. Nie stać też mnie materialnie na to, by przez cały rok na wyjazdy zabierać z sobą rodzinę na własny koszt. Żona ucieszyła się, że wreszcie będzie miała męża na stałe, a nie tylko na chwilę między jednym a drugim wyjazdem. Taka sytuacja jest bardzo trudna i dla niej i dla dwojga naszych dzieci.
- Czy ktoś próbuje pana odwieść od zakończenia kariery?
- Tego nie ma. Natomiast dostaję dużo pozytywnych sygnałów od fanów i od kolegów z bieżni. Czytam, że wzorowali się na mnie, że chcieli biegać tak jak ja. Albo że zaczęli biegać pod wpływem moich osiągnięć.
- Nie przestał pan wierzyć w możliwość sportowego postępu?
- Cały czas wierzę, że stać mnie i na postęp i na podjęcie ciężkiego treningu. Znam na tyle swój organizm, że nie pozwoliłem na wyeksploatowanie go. Nie ma objawów, by był wyniszczony.
- A jak udały się przygotowania do ostatniego sezonu?
- Przebiegły dość sprawnie. Były małe komplikacje zdrowotne po odrzuceniu przez PZLA zgody na zgrupowanie w Spale w styczniu, ale już jest w porządku. Moje relacje z PZLA mogłyby być lepsze, ale nie rozwijajmy tego. Podjąłem już starty, chcę wystąpić w Belgradzie i pokazać się jak najlepiej.
- Może przeszkadzają panu obowiązki menedżera dwóch firm, których jest pan udziałowcem?
- W obu firmach działam tylko tyle, na ile jestem w stanie jako sportowiec. Stanowię tylko kawałeczek tego tortu.
- Skoro schodzi pan z bieżni, w pana dorobku zabraknie olimpijskiego medalu…
- Owszem, staranie o medal igrzysk było przez lata moim „paliwem”. Ale odejdę bez poczucia niespełnienia. Przecież brak tego medalu nie zmieni mojej wartości jako sportowca, wicemistrza świata i czy mistrza Europy. Rzadko kto wśród sportowców powie, że zamieniłby wszystkie sukcesy na jeden medal olimpijski. A już na pewno gotów byłbym zamienić całą sportową karierę na szczęście i zdrowie rodziny.