Wiosennymi wynikami Marcelina Witek wypełniła z wielkim naddatkiem wskaźnik PZLA na mistrzostwa Europy, który wynosi 59,00 m. Potem miała problemy ze stawem barkowym, a jej oszczep nie dolatywał nawet do 57 metrów. PZLA argumentuje w specjalnym oświadczeniu, że pominięcie jej w składzie wynika z „troski o zdrowie zawodniczki i dalszy rozwój jej kariery sportowej".
Oszczepniczka ze Słupska nie zgadza się z taka argumentacją. Czuje się skrzywdzona. - Przecież spełniłam wszystkie kryteria, jakie były wymagane odnośnie minimum na mistrzostwa Europy – nie kryje rozgoryczenia.
Jej ojciec i trener Mirosław Witek także uważa, że jego córce wyrządzono krzywdę: - Powinna wystartować, bo spełniła wymagane kryteria oraz dlatego, że miejsce w finale mistrzostw otworzyłby jej drogę do mityngów międzynarodowych w 2019 roku. Decyzja PZLA wtrąciła ja w przygnębienie. W tej chwili nie chce ze mną nawet o rozmawiać na temat sportu - zdradza.
A pytany o to, jaki wynik stać byłoby Marcelinę w obecnej dyspozycji, odpowiada: - Przed sezonem marzyłem o medalu Marceliny w mistrzostwach Europy. Teraz marzyłbym o miejscu w finale. Stać by ją byłona wynik w okolicach 58 i pół metra. Problemem, który nie pozwala jej rzucać dalej, jest zaburzona technika. A to wynika z przeciążenia stawu. Tym, którzy uważają, że pojechałaby do Berlina "na wycieczkę", oświadczam, że gotów byłem zapłacić za jej podróż i kwaterę w Berlinie. Potrzebne nam było tylko oficjalnego zgłoszenia ze strony PZLA - dodał.