Wszystko co złe zaczęło się od podania wyniku kontroli antydopingowej Tomasza Zielińskiego. Wykazała ona, że jeden z faworytów do medalu stosował niedozwolony nandrolon. W polskim obozie wywołało to prawdziwą burzę. Na ten temat wypowiadali się także nasi mistrzowie olimpijscy z przeszłości. Szymon Ziółkowski i Adam Korol nie mieli litości dla sztangisty i nazwali jego zachowanie skandalicznym. Kilka dni później okazało się, że doping stosował także brat pierwszej ofiary kontroli - Adrian.
Polska wciąż jednak miała szansę na medal w podnoszeniu ciężarów. W kategorii do 105 kilogramów wystartowali Bartłomiej Bonk i Arkadiusz Michalski. Drugi z nich ostatecznie uplasował się na siódmej lokacie. Pierwszy kompletnie zawiódł i w podrzucie spalił wszystkie próby. W związku z tym nie został nawet sklasyfikowany. Załamany po zejściu z podestu zakomunikował, że występ w Rio zakończył jego sportową karierę. - Teraz trochę odpocznę i pójdę do urzędu pracy - stwierdził. Tak fatalnego występu polskich sztangistów na igrzyskach olimpijskich nie było od 1956 roku. Wtedy po raz ostatni nasi przedstawiciele w podnoszeniu ciężarów wrócili do kraju bez medalu.