Lekkoatletyczne mistrzostwa świata w Budapeszcie nie były zbyt owocne dla Polaków. Oczywiście, ze świetnej strony zaprezentowali się m.in. Wojciech Nowicki i Natalia Kaczmarek, którzy zdobyli srebrne medale odpowiednio w rzucie młotem i biegu na 400 metrów, czy Ewa Swoboda, która w bardzo mocno obsadzonej konkurencji biegu na 100 metrów zajęła 6. miejsce w finale. Oprócz tych sukcesów było jednak sporo przykrych sytuacji, jak odpadnięcie Pii Skrzyszowskiej w półfinale biegu na 100 m p.p. czy tym bardziej zaskakujący brak awansu do finału w rzucie młotem Anity Włodarczyk. Na imprezie w Budapeszcie przebywa także Piotr Małachowski, który w przeszłości sięgał mi mistrzostwo (2015) i dwa wicemistrzostwa (2009, 2013) świata w rzucie dyskiem. Jest on tam jako szef Memoriału Kamili Skolimowskiej oraz ekspert TVP Sport. W rozmowie z portalem Sport.pl wypowiedział się na wiele tematów związanych z lekkoatletyką, ale nie zabrakło też rozmowy o sprawach prywatnych.
Piotr Małachowski porzucił niezdrowy pęd życia i wyjechał na Dominikanę
Od roku Piotr Małachowski wraz z żoną i synem mieszka na Dominikanie. Wicemistrz olimpijski w rzucie dyskiem z Pekinu i Rio de Janeiro nie ukrywał powodów, dla których podjął taką decyzję i wskazał, że życie w Polsce stało się dla niego nie do zniesienia. – Tam nie ma tego męczącego pędu. Ja na początku nie chciałem się wyprowadzać, a żona chciała. Kiedy skończyłem karierę, to tak naprawdę dalej żyłem, jak sportowiec. Cały czas były jakieś spotkania, lancze, wyjścia i tylko nocowałem w domu. Latałem za wszystkim tak, że zdarzyło się nawet, że nauczycielka mojego syna zadzwoniła ze szkoły z pytaniem: "A Henia to dziś odbierzecie?". W Polsce jest niesamowita pogoń za kasą. Mieliśmy duży dom, mieliśmy samochody, a ja i tak się ciągle porównywałem z innymi – ocenia Piotr Małachowski.
40-latek przyznał, że mimo zakończenia kariery wciąż zachowywał się jak sportowiec, tylko rywalizował z innymi nie o najdalszy rzut, a o lepszy dom czy samochód. – Myślałem: "O, ten sobie zmienił auto, tamten kupił większy dom i był na świetnych wakacjach, oni są lepsi ode mnie!". I latałem za tym, zamiast cieszyć się tym, co mam. Na Dominikanie już kiedyś byliśmy, mojej żonie się tam bardzo podobało i przekonała mnie, żebyśmy spróbowali się tam przenieść na stałe. Oczywiście to się wiązało z wieloma problemami, choćby z załatwieniem szkoły dla Heńka. Ale dziś mieszkam na 80 czy 90 metrach kwadratowych, a nie na 400, jeżdżę nie nowym mercedesem, tylko gorszym samochodem, który ma osiem albo 10 lat, nawet nie wiem, w każdym razie jest stary i naprawdę zniszczony. I jestem szczęśliwy. Bo naprawdę zrozumiałem, że w życiu nie chodzi o kasę. Po co jej aż tyle? Przecież nie zabierzesz jej do grobu. Po co mam się o nią ścigać? – pyta retorycznie Małachowski.