- Miałem w tym roku cel, żeby złamać granicę 2:10 - mówi nam Yared. - Jeszcze się nie udało, ale za to zdobyłem wiele doświadczenia. Razem z trenerem Januszem Wąsowskim wyciągnęliśmy wnioski, że trzeba popracować nad siłą biegową, wzmocnić mięśnie. Bo wytrzymałość jest bardzo dobra, przyda się tylko więcej siły, żeby podkręcać tempo.
Zobacz: Anita Włodarczyk dostała ZŁOTY MŁOT od "Super Expressu"! Zobacz ZDJĘCIA i WIDEO
W Etiopii Shegumo trenował na wysokościach od 2300 do nawet 3200 metrów. - W przyszłym roku na pewno tam wrócę, żeby przygotować się do igrzysk - zapewnia. - To wszystko głównie dzięki wsparciu PZU i Jacka Podoby z TU Europa. Zresztą gdyby nie oni, nie byłoby już mojej międzynarodowej kariery ani medalu mistrzostw Europy. Bo trzy lata temu kończyły mi się oszczędności i byłem zdecydowany jechać po raz drugi do pracy w Wielkiej Brytanii.
Shegumo nie przejmuje się tym, że jego rekord życiowy (2:10.34) odbiega o 7 i pół minuty od rekordu świata. - Dla uczestników igrzysk olimpijskich nie liczy się czas, ale medal - podkreśla "Jarek". - Przecież w niedawnych mistrzostwach świata w Pekinie złoty medalista miał czas 2:12. Nie wiem, czy 2:10 wystarczy w Rio na podium, ale wiem, że trzeba będzie lecieć do końca, ile Bóg da.
Gdy Yared trenował latem w Etiopii, jego roczny syn Aron nauczył się chodzić. - Już nawet biega - cieszy się Shegumo. - A trzyletnia córka Elroie zaczęła chodzić do przedszkola. Bardzo jej się tam podoba. Wstaje rano z łóżka jako pierwsza i chce ruszać.
I tylko nadzieje na zamianę mieszkania kwaterunkowego w Warszawie na większe wciąż pozostają niezrealizowane. Czteroosobowa rodzina musi się zmieścić w jednopokojowym lokalu 30 metrów kwadratowych, w centrum stolicy.