"Super Express": - Radość radością, ale balowanie na trzy dni przed kluczowym dla losów mistrzostwa Polski meczem z Jagiellonią to chyba lekka przesada...
Miroslav Radović: - Trochę się zasiedzieliśmy, ale to jeszcze nie powód, by robić z tego aferę. Okazja była szczególna - wywalczony Puchar Polski, więc dlaczego tego nie uczcić?! Słyszałem już plotki, jaki to nie byłem pijany... A taki byłem "pijany", że do domu wróciłem swoim samochodem.
- Podobno kiedy natknęliście się na prezesa Leśnodorskiego, to chciałeś mu postawić drinka. Tak napisał portal weszlo.com. To prawda?
- U nas w Serbii, jeśli komuś proponuje się drinka, sok czy jakikolwiek inny napój, to jest to wyraz szacunku dla częstowanej osoby. Tylko to kryło się za moim zaproszeniem.
- W czwartek nie byłeś na treningu. To skutek zabawy w Enklawie?
- Znowu ktoś sieje ferment. Nie trenowałem, bo od dłuższego czasu mam problem z kolanem. Nie rozumiem tej całej nagonki! Bardzo szybko zapomniano, ile z Danijelem dawaliśmy tej drużynie. Rozegrałem najwięcej meczów, unikałem kontuzji, liczyła się tylko Legia. Nikt nigdy nie mógł mi zarzucić, że nie jestem profesjonalistą! A teraz zamiast się cieszyć, że pierwszy z celów wyznaczonych przed sezonem został wywalczony, to szuka się jakichś kozłów ofiarnych. Nieraz byłem na dyskotece i jeszcze nieraz będę! Ale doskonale wiem, by wszystko robić z głową, żeby nie odbijało się potem na formie.
- Dziś ma zapaść decyzja, czy za nocną wizytę w Enklawie poniesiecie jakąś karę. Czego się spodziewasz?
- Mogę nie zagrać już nawet minuty do końca sezonu byle tylko Legia zdobyła mistrzostwo Polski! Jestem tu już siedem lat i bardzo tęsknię za tytułem. Jeśli ceną za jego wywalczenie ma być rezygnacja ze mnie, to jestem gotów ją zapłacić.