Sam Allardyce przejął funkcję selekcjonera reprezentacji Anglii po tym, jak na Euro 2016 zespół prowadzony przez Roya Hodgsona kompletnie zawiódł. "Big Sam" miał przywrócić blask "Synom Albionu" i powalczyć o najwyższe cele na mistrzostwach świata w 2018 roku. Prawdopodobnie jednak nie będzie mu to dane. Dziennikarze "The Telegraph" postanowili przyłapać Allardyce'a na niegodnym zachowaniu i podszywając się pod biznesmenów zaproponowali selekcjonerowi 400 tysięcy funtów w zamian za informację jak obejść zasady dotyczące transferów.
Na swoje nieszczęście szkoleniowiec przystał na tę propozycję i ochoczo opowiadał o tym jak ominąć zasady dotyczące "Third Party Player Ownership" (TPPO). To prawo (całościowe lub częściowe) do zawodnika przez osobę trzecią. W przypadku transferu osoba taka uprawniona jest do otrzymania udziału z transakcji. Angielska federacja zabroniła tej praktyki już osiem lat temu. Jeśli wierzyć Allardyce'owi, to wcale nie oznacza, że proceder wygasł. Przyznał bowiem, że w 2014 roku miał swój udział w transferze Ennera Valencii do West Ham United za 12 milionów euro. No cóż, wygląda na to, że selekcjoner zostanie zwolniony, a jego kontrakt opiewający na 3 miliony funtów zostanie rozwiązany. Tylko czy dla takich "groszy" warto było ryzykować, panie Samie?