Boruc zdaje sobie sprawę, że jest w kadrze jak to określił „podpadziochem” ale nie zawsze słusznie. Przyznaje, że w pierwszej aferze alkoholowej przegiął, ale teraz nie ma o tym mowy.
- Trener w samolocie podszedł do nas i powiedział: „Co wy k... robicie”. Ktoś doniósł mu, że pijemy wino z gwinta. Nic takiego nie miało miejsca – mówi Boruc, który twierdzi, że selekcjoner kiedyś zaproponował mu, że jeżeli chce się napić szklankę whisky, to przy nim. Boruc jest zdania, że trener nie potrafi słuchać piłkarzy.
- Smuda nie kontroluje tego, co mówi. W normalnym świecie człowiek dostaje za coś takiego, co wygaduje Smuda w pysk. On nie przebiera w słowach. Wulgarne słowa przychodzą mu bardzo łatwo. Kiedyś nazwał mnie grubasem, wtedy wiedziałem, że droga do reprezentacji jest daleka. Już w Legii ubliżał mi, a ja się nie dam spokojnie w dupę kopać. Inni piłkarze siedzą cicho, bo boją się stracić miejsce w reprezentacji – opowiada.
Jako przykład wulgarnego języka Smudy Boruc podaje stwierdzenie trenera, że nie nie jest robiony „miękkim ch...”.
- Jeśli tak jest, to mógłby do mnie zadzwonić i wszystko wyjaśnić. Ale nigdy tego nie zrobił. Jeśli ten pan ma odwagę, przedstawiłbym mu kilka kontrargumentów. Przyjeżdżałem na kadrę, aby ostro się ponaginać – nie dla tego pana Dyzmy - Smudy, ale dla reprezentacji – wyjaśnia.
Czy trener Smuda świeci przykładem?
- Pomidor – odpowiedział piłkarz.
Boruc nie jest jedynym graczem, na którego uwziął się Smuda. Jak opowiada bramkarz selekcjoner ostro traktuje również Radka Majewskiego.
- Przyjechał Radek na kadrę i zawsze jak Smuda patrzył w jego stronę, to były jakieś docinki. A przecież to dobry piłkarz – podkreśla.
Boruc zdaje sobie sprawę, że w kadrze Smudy już raczej nie zagra.
- Nie ma mnie w tej reprezentacji, ale chcę w niej grać. Jak nie na EURO 2012, to później. Dostałem kopa w dupę, ale się pozbieram – zapewnia Boruc.