W sobotę Standard Liege, główny rywal Anderlechtu (taka sama liczba punktów), tylko zremisował z Waregem 0:0 i wydawało się, że po niedzielnym meczu ze słabiutką Tubizą "Fiołki" odskoczą w tabeli. Nic z tego...
- Remis Standardu chyba nas uśpił, a wyjazd do Tubizy mógł się skończyć katastrofą. W 71. minucie nasz piłkarz, Jan Polak, dostał czerwoną kartkę, a w 82. rywal strzelił na 1:0. Taki wynik byłby tragedią. Rzuciliśmy się do odrabiania strat, ale to spowodowało jeszcze większe kłopoty. Bywały akcje, że gospodarze pędzili w sześciu na naszą bramkę, a my broniliśmy się we trzech. Szczęście uśmiechnęło się do nas dopiero w 95. minucie. Dośrodkowanie, dokładam głowę i jest punkt. Być może na wagę mistrzostwa - mówi polski obrońca, który pod koniec sezonu jest najlepszym graczem Anderlechtu. Niedzielna bramka to trafienie numer siedem w tym sezonie, do najlepszych strzelców klubu "Wasyl" traci tylko dwa gole!
- Fajnie, że trafiam, ale musimy być czujni do końca, bo w niedzielę omal nie zmarnowaliśmy wysiłku z całego sezonu - Wasilewski wciąż nie może się uspokoić.
W Brukseli kibice są gotowi nosić go na rękach, ale w Tubizie "Wasyl" to synonim przekleństwa, bo bramka Polaka zadecydowała o spadku tego zespołu do drugiej ligi.
Do końca rozgrywek dwie kolejki. Jeśli Anderlecht i Standard będą miały tyle samo punktów, to o tytule zadecydują dodatkowe mecze między tymi zespołami.