"Super Express": - W nagrodę za awans do EURO 2016 dostałeś od władz Lechii upominkowy zestaw francuskich smakołyków. Co najbardziej ci smakowało?
Sebastian Mila (33 l., Lechia Gdańsk): - Są tam specjały francuskiej kuchni, jak ser owczy, pasztet z dzika z jałowcem czy butelka czerwonego wina. Jednak jeszcze niczego nie próbowałem. Patrzę sobie i marzę. O Francji i mistrzostwach Europy.
- Dorzuciłeś cegiełkę do awansu. Jednak niektórzy uważają, że możesz obejść się smakiem i zabraknie cię we Francji. Co ty na to?
- Spokojnie. Przecież do finałów zostało jeszcze kilka miesięcy. Jeszcze nikt nie wypadł z kadry, a to kto pojedzie na turniej rozstrzygnie się wiosną przyszłego roku. Mam nadzieję, że wywalczę sobie miejsce w składzie Lechii. A jak będę grał dobrze to dam selekcjonerowi na tyle mocne argumenty, żeby być częścią zespołu na EURO.
- Przyznasz, że Mila sprzed roku, a ten obecny to dwaj różni piłkarze. Czym tłumaczysz spadek formy?
- Może wpływ miała zmiana klubu i otoczenia. To pewnie, w jakiś sposób odbiło się na mojej dyspozycji. Poza tym jestem emocjonalnie związany z Lechią, więc wszystko biorę do siebie. Ale ten klub jest dla mnie bardzo ważny. Przejmowałem się wieloma rzeczami.
Sebastian Mila o szansach na Euro
- Wdrożysz w życie plan naprawczy? Sięgniesz po psychologa, a może po dietetyka?
- Nie mam problemów z wagą. Ale już się szykuję, bo niczego nie chcę zaniedbać. Pomoże mi w tym trener przygotowania fizycznego, z którym będę dodatkowo ćwiczył. Wiele rzeczy zamierzam poprawiać, nad wieloma rzeczami chcę pracować. Jestem takim zawodnikiem, który nigdy się nie poddaję, lecz walczy do samego końca. Na wszystkie ewentualności jestem przygotowany. Priorytetem do tej pory był awans reprezentacji Polski na EURO 2016. Teraz trzeba zrobić wszystko, aby być z kadrą na turnieju.
- Brak nominacji na EURO byłby dla ciebie sportową porażką? Czy jednak uznałbyś, że gole z Niemcami i Gruzją w eliminacjach to dla ciebie niespodziewany bonus na koniec kariery?
- Jeżeli nie pojadę na mistrzostwa to i tak będę kibicował chłopakom, bo jestem bardzo związany z drużyną. Będę obgryzał paznokcie podczas meczów. To były bardzo trudne eliminacje dla całej drużyny. Rywale, z którymi mierzyliśmy się, okazali się bardzo mocni i wymagający. Dlatego super, że udało się wyjść z tej grupy. Byłem na każdym zgrupowaniu, przygotowywałem się do każdego z dziesięciu meczów. To był ogromny wysiłek fizyczny, jak i psychiczny. Niesamowita przygoda. Ale jestem doświadczonym zawodnikiem. Wiem co mi brakuje, czego potrzebuję. Umiem sobie radzić z każdą sytuacją.
- Jeśli pojedziesz na finały to co możesz obiecać?
- Ująłbym to inaczej: gdy wyjdziemy z grupy to zrobię... Ale w tej chwili nie mam pomysłu co zadeklarować (śmiech). Wyjście z grupy to cel naszej drużyny. Jesteśmy ambitni, wymagamy od siebie dużo, nie zadowala nas tylko sam wyjazd do Francji. Miejsce na EURO mamy, a teraz pora na kolejne wyzwania.
- Arkadiusz Milik w rozmowie z "Super Expressem" mówi wprost, że reprezentacja Polski chce być czarnym koniem finałów. Czujecie się na tyle mocni, aby w finałach sprawić niespodziankę?
- Pytasz oto, czy nie skończy się jak na poprzednich imprezach: trzy gry i powrót do domu? Będę nieobiektywny, bo jestem zbyt związany z zespołem. Nasza drużyna ma charakter, ma cel, jest głodna sukcesów. Radość po meczu z Irlandią pokazywała, jak bardzo pragnęliśmy tego awansu, jak bardzo zależało nam na zakwalifikowaniu się do Francji. Pokazaliśmy, że trener Adam Nawałka zbudował fajną grupę. W finałach kibice mogą spodziewać się drużyny, którą oglądali w eliminacjach i którą tak pokochali od początku.
- Po meczu z Irlandią długo świętowaliście sukces. Niektórzy z kadrowiczów położyli się spać o ósmej rano. Jak było w twoim przypadku?
- Nie zdradzę, o której poszedłem spać. To tajemnica drużyna. Nie wynosi się sekretów na zwnątrz.
- Dobrze bawiłeś się przy hicie grupy Akcent "Przez twe oczy zielone"?
- Szczerze to nie znałem tak dobrze słów tej piosenki. Jednak w refrenie mogłem zademonstrować talent wokalny, którego oczywiście nie posiadam. Radość z awansu była ogromna, że gdybym miał wtedy zaśpiewać jakiś kawałek Whitney Houston to też bym to zrobił. To była przyjemna chwila.
- Podobno zapisałeś się na kurs tańca. Chcesz wystąpić w "Tańcu z gwiazdami"?
- To nie ja! Na tańce chodzi Michalinka. Córeczka uwielbia tańczyć, a ja jej towarzyszę. Stoję z boku i obserwuję czy żaden chłopak się do niej nie zbliża (śmiech). Szczerze to nie mam talentu ani do tańca, ani do śpiewania. Jestem od grania w piłkę.
- Po słabym początku Lechia wróciła na zwycięski szlak. Możesz zagwarantować, że teraz będzie już tylko dobrze, czy jednak każdy mecz to wciąż dla was niewiadoma?
- To było kwestią czasu, kiedy "odpalimy" i zaczniemy zdobywać punkty. Jesteśmy na fali, morale się podniosło, bo po słabym starcie nie czuliśmy się komfortowo. Zwycięstwa nas podbudowały, dodały pewności siebie.
- Na razie jesteś rezerwowym. Czy trener Thomas van Hessen powiedział dlaczego odesłał kapitana Lechii na ławkę rezerwowych?
- Jestem doświadczony, nie oczekuję wyjaśnień. Muszę być w gotowości, w formie, bo przyjdzie taki moment, że dostanę szansę i trzeba ją wykorzystać. Choć za kadencji trenera nie jestem podstawowym zawodnikiem to mam o nim bardzo dobre zdanie. Nie mogę złego słowa powiedzieć. Z radością przychodzę na trenigi. To plus dla szkoleniowca, że potrafi stworzyć taką atmosferę.
- Podtrzymujesz to co powiedziałeś na początku sezonu, że Lechia skończy sezon na podium?
- W każdej drużynie, w której gram moim celem będzie walka o najwyższe laury. Nigdy się to nie zmieni. Takim jestem człowiekiem. Może zbyt ambitnym, może mam wygórowane cele, ale wiem, trzeba dużo od siebie wymagać. Dzięki takiemu podejściu można coś w życiu osiągnąć.