- Bardzo się przejmuję każdym meczem Polaków, jestem wielkim kibicem! - Matysik z ogromnymi emocjami w głosie rozmawia o reprezentantach z „orzełkiem” na piersi. Choć żyje i pracuje (w roli fizjoterapeuty) ponad 700 kilometrów od polskiej granicy, przeżywa spotkania naszych ogromnie. - Przed tymi barażami apelowałem do Henryka Kuli: „Ludzie kochani! Chcę was tu widzieć na żywo, chcę was oglądać z trybun” – nasz rozmówca cytuje wiadomości kierowane do wiceprezesa PZPN, którego poznał osobiście.
I jego życzeniom stało się zadość. Ba; nawet dokładnie według nakreślonego w jego głowie scenariusza. - Od wygranej z Estonią myślałem tylko o jednym. „Oni muszą w Cardiff tak długo, jak się da, utrzymywać remis bezbramkowy, żeby w rzutach karnych nasz kochany Wojtuś Szczęsny mógł coś złapać” – powtarzałem żonie. A byłem pewny, że da radę, bo przecież na mistrzostwach świata pokazał Messiemu i innym, jak to się robi – mówi z przejęciem eksreprezentant.
Matysik nie ukrywa, że jemu i innym Polakom, mieszkającym „po sąsiedzku” z nim, ten awans sprawił ogromną frajdę. - Dla nas to wspaniała sprawa. Od wtorku miejscowi inaczej na nas patrzą – dodaje z szerokim uśmiechem. I zapowiada, że choć nasi zagrają daleko: w Berlinie, Hamburgu i Dortmundzie, będzie chciał na którymś z meczów się pojawić. Ma jednak w tym kontekście kolejną wielką prośbę do Biało-Czerwonych.
- Po eliminacjach grupowych trudno było uwierzyć w awans. Teraz, gdy on jest, mam wielką apel do chłopaków: nie zróbcie mi wstydu! Wiem, że przyjedziecie tu jako kopciuszek. Ale w Cardiff zobaczyłem prawdziwego ducha tego zespołu, walkę jeden za drugiego. I znów obudziła się nadzieja! Czekam na was z niecierpliwością – kończy entuzjastycznie medalista mistrzostw świata.