Podobno wdrapać się na szczyt jest bardzo łatwo, czasami dzieje się to przypadkiem, czasami wpływ ma wyjątkowo szczęśliwy zbieg okoliczności. I faktycznie w piłce ręcznej, generalnie w sporcie, tak bywa, że w decydujących spotkaniach widzimy zespół, po którym nikt by się tego nie spodziewał. Ale kiedy zaczynają się prawdziwe schody? W momencie, gdy na tym szczycie chcemy się utrzymać. Udowodnić, że sukces nie był jednorazowym wyskokiem, że wszystko było zasłużone. Wtedy na górze zostają tylko najsilniejsi, najbardziej ambitni, najwytrwalsi. Odpadają wszyscy ci, którzy zadowolili się pojedynczym sukcesem. PGE Vive od kilku lat jest na szczycie i już możemy powiedzieć, że rozbiło obóz, którego nie zdmuchną nawet wielkie wichury, płynie w statku, którego nie przewróci najmocniejszy sztorm.
Ale gdzie jest ten szczyt w handballu? Odpowiedź jest prosta - w Kolonii. To tutaj od kilku dobrych lat odbywa się Final Four Ligi Mistrzów szczypiornistów. Lanxess Arena ma swoją magię, kocha niespodzianki, ale uwielbia również ekipy, które posiadły patent na występy pod jej dachem. Żółto biało-niebiescy zagrali w Niemczech w latach 2013, 2015, 2016 i 2019. Przed trzema laty zdobyli nawet najcenniejsze trofeum. W tym roku zajęli 4. miejsce po porażkach z Telekomem Veszprem i Barceloną, ale na parkiecie widać było doskonale funkcjonującą maszynę. być może zabrakło trochę umiejętności, by sprostać przeciwnikom, być może chłodnej głowy, ale w każdej sekundzie rywalizacji widzieliśmy zespół. Zespół, który był po prostu razem i rzuciłby się w ogień za każdym swoim członkiem.
I właśnie tutaj należy upatrywać siły Vive. Mistrzowie Polski nie zadowalają się krajowymi sukcesami, które mają już w zasadzie zarezerwowane, ale aspirują z każdym sezonem do kolejnych europejskich. Nie zmienił tego nawet trudny sezon 2018/19. Klub zmagał się przez długi czas z problemami finansowo-organizacyjnymi, zawodnicy zgodzili się na obniżenie swoich kontraktów, ale wielu z nich było po prostu przekonanych, że musi dać z siebie wszystko dla ludzi, którzy są w stanie w kilka dni spakować walizki, czasami wziąć nawet kredyt i ruszyć za pupilami przez cały kontynent. Dla wspaniałych kibiców! Bo w Hali Legionów wszystko jest jednym organizmem. Historia klubu, obecni zawodnicy, sztab szkoleniowy, zarząd i kibice. Nie ma chyba drugiej drużyny w Polsce, gdzie fani tak mocno kochają właściciela, jak w stolicy Gór Świętokrzyskich kocha się Bertusa Servaasa.
Co najważniejsze to miłość odwzajemniona. Holenderski biznesmen już kilka razy zastanawiał się nad wyjściem ze sportu, ale za każdym razem ostatecznie podejmował decyzję o dalszym pompowaniu pieniędzy w Vive. To dzięki niemu klub doszedł do miejsca w którym jest i władze miasta powinny doceniać tego człowieka, jak nikogo innego. Zbudował bowiem darmową reklamę na całym świecie. Servaas przecież doskonale zdaje sobie sprawę, że na Starym Kontynencie jego zespół funkcjonuje raczej jako "Kielce", a nie "Vive". Mimo tego, sport dalej go bawi i oby to trwało jak najdłużej!
Kielce dzisiaj nie powinny płakać! Kielce powinny dzisiaj tańczyć, śpiewać i krzyczeć. Z radości. Tak trudny sezon może bowiem długo się nie powtórzyć, a jeśli w takiej kampanii mistrzowie zaszli tak daleko, to sami sobie państwo dopowiedzcie resztę. Oczywiście, nie spodziewajmy się, że co roku Vive zagra w Final Four, bo konkurencja się wzmacnia, nikt nie śpi, wszyscy walczą. Dlatego dzisiaj, sportowa Polsko, bądź po prostu dumna! Bądź dumna z tego, że jesteś na szczycie, że masz tak wspaniałych kibiców, że nie musisz się za nich wstydzić. Z tego, że oni będą zawsze przy swoich ideałach i tym, co napędza ich w życiu!