Kamil Syprzak miał zapewne wielką chrapkę na drużynowy sukces w Lidze Mistrzów. Po latach porażek w Final Four w niemieckiej Kolonii jego francuskie Paris Saint-Germain liczyło na odwrócenie złej karty. Rzeczywistość okazała się brutalna. Naszpikowany gwiazdami światowego formatu zespół nie dostał się nawet na finałowy turniej. Tym razem w imponującej Lanxess Arenie zagrali: FC Barcelona z Hiszpanii, Aalborg z Danii oraz THW Kiel i Magdeburg z Niemiec. Jednak Syprzak mógł mieć duże nadzieje na inne osiągnięcie - indywidualne. Tutaj los okazał się znacznie bardziej łaskawy i po finale otrzymał wielkie owacje od zebranej za zachodnią granicą publiki, której kandydaci do miana króla strzelców już dawno się wykruszyli.
Te słowa Karola Bieleckiego łamią serce. Popełniono straszliwe błędy
Wielkie osiągnięcie Kamila Syprzaka
Kamil Syprzak zanotował doskonały sezon indywidualnie. Sztab szkoleniowy PSG znalazł sposób, jak wykorzystać imponujące warunki fizyczne polskiego obrotowego. Wiele piłek trafiało w jego ręce, a on z szóstego metra z reguły się nie mylił. W efekcie w całej Lidze Mistrzów, nawet nie grając w Final Four, zdobył 112 bramek. Przed decydującymi spotkaniami wciąż był liderem klasyfikacji strzelców, a jedynym realnym rywalem w walce o koronę był rozgrywający Barcelony - Dika Mem.
Bogdana Wentę spotkał straszliwy hejt od rodaków. Po bolesnym upadku ma całkiem nowy plan
Barca wygrała, Mem obszedł się smakiem
W sobotnim półfinale Barca wygrała aż 30:18 z Kiel. Jednak Mem zaledwie 3-krotnie trafił do siatki niemieckiego przeciwnika. W niedzielę spisał się lepiej. Francuz trafił 7 razy i ostatecznie do "Sypy" stracił 6 goli w klasyfikacji strzelców. Syprzak pobił więc wszystkich rywali - zarówno z Francji, jak i Niemiec, Danii czy Hiszpanii. Mem zdobył jednak to, co najcenniejsze w sporcie drużynowym - wygrał kolejny raz Ligę Mistrzów. "Duma Katalonii" w finale wygrała z Aalborgiem 31:30.