Nasi piłkarze kiepsko zaczęli mecz z Koreą, przegrywali 7:9 i zapachniało sensacją. Na szczęście potem znów kapitalnie zagrał Bartosz "Shrek" Jurecki, a w bramce szalał "Wichura", jak nazywany jest nasz drugi bramkarz.
- Cieszę się, że pomogłem drużynie, choć wcale tak lekko nie było - powiedział po zakończeniu spotkania Jurecki, który tym razem musiał sobie radzić bez młodszego brata - Michała (29 l.), który złożony infekcją żołądka starcie z Koreą oglądał z trybun.
Kiedy Polacy zeszli na przerwę, prowadząc 18:11, wydawało się, że nie może stać im się krzywda. Po zmianie stron coś się jednak zacięło. Nasi obrońcy nie nadążali za zwrotnymi Azjatami, a ci przez pierwszych 10 minut zaliczyli aż sześć trafień z rzędu!
Michael Biegler (51 l.) pieklił się przy linii. Krzyczał, mobilizował i to pomogło. Polacy wzięli się w garść i w końcówce zdeklasowali rywali. - Źle weszliśmy w drugą połowę. Dobrze, że w miarę szybko udało nam się skorygować błędy - mówił po meczu selekcjoner naszej kadry.
Zdaniem eksperta
Eugeniusz Lijewski (58 l.), ojciec i były trener reprezentantów Polski Marcina i Krzysztofa
- Z takim rywalem jak Korea na mistrzostwach świata zawsze gra się bardzo ciężko. Na szczęście potem przyśpieszyliśmy i pewnie wygraliśmy. Marcin i Krzysiek zagrali dobry mecz. Marcin nie lubi, gdy przeciwnik gra wysoką strefą, ale kilka otwierających podań do Bartka Jureckiego miał naprawdę wysokiej klasy. Widać, że jest na tym mundialu poważnym wzmocnieniem drużyny. Doleciał do Hiszpanii, by pomóc bratu, bo Krzysio narzeka na ból dłoni i barku. Kiedy z nim rozmawiałem, powiedział, że chyba tylko włosy go nie bolą. Węgrzy to bardzo wymagający rywal, ale jesteśmy w stanie na tych mistrzostwach pokonać każdego.
TRANSMISJA MECZU POLSKA - WĘGRY W TVP I NA STRONIE SPORT.TVP.PL