Vancouver 2010: Amatorzy dali gazu

2010-02-10 8:49

Tylko dzięki ich diabelskiemu uporowi przetrwał w Polsce sport bobslejowy, chociaż nie ma u nas żadnego toru do bobslejowych ślizgów. Dawid Kupczyk (33 l.) i jego koledzy w nagrodę za wytrwałość wystąpią na igrzyskach w Vancouver.

Każdy z nich pracuje zawodowo lub uczy się, przez 3 lata trenowali, wykładając swoje pieniądze.

- Stypendia po 1580 zł netto dostaliśmy dopiero od stycznia tego roku - wyjawia Dawid Kupczyk, który na co dzień prowadzi firmę handlową, a w igrzyskach wystąpi po raz czwarty. Jak Adam Małysz.

Przeczytaj koniecznie: Tylko Kowalczyk mieszka sama

Trenerami załogi Kupczyka są jego ojciec Andrzej oraz Andrzej Żyła. Obaj - podobnie jak zawodnicy - inwestowali swe pieniądze i czas, aby załoga mogła przygotować się do igrzysk.

Mają boba z wytwórni niemieckiej wartego 35 tysięcy euro. Sprzęt światowej jakości, tyle że seryjny, a nie wykonany "na miarę" (w takich bobach jeżdżą najlepsi: Niemcy, Szwajcarzy, Włosi czy Rosjanie). Od jesieni wykonali ponad 50 zjazdów, na treningach i zawodach, na torach zagranicznych.

- Oceniam przygotowanie chłopaków na czwórkę z plusem. Żeby była szóstka, potrzeba około 100 do 120 przejazdów. Ale na to nie było pieniędzy, a i gospodarze obiektów niechętnie wpuszczali obcych na tor w sezonie olimpijskim. Po co ułatwiać życie konkurentom? - retorycznie pyta trener Andrzej Żyła.

>>> Zapisz się na newsletter SE.pl - dowiedz się pierwszy o medalach Polaków!

Tor w Vancouver, na którym pojedzie nasza bobslejowa czwórka, jest niebezpieczny, trochę źle wyprofilowany. - Jazda z szybkością do 150 kilometrów na godzinę jest trudna technicznie - nie kryje Andrzej Żyła. - Nasze realne szanse w igrzyskach to miejsce w drugiej dziesiątce. Ale niespodzianka zawsze jest możliwa.

Najnowsze