- Ten finałowy konkurs był niezwykle dramatyczny. Przed ostatnimi dwoma seriami rzutów wydawało się, że możesz nie wywalczyć żadnego medalu...
Anita Włodarczyk: - Kiedy po rzucie Niemki Klaas w trzeciej serii zobaczyłam, że spadłam poza podium, bardzo się zdenerwowałam. Równocześnie wiedziałam jednak, że jestem mocna psychicznie i starałam się po prostu zachować spokój. Spięłam pośladki i walczyłam do końca (śmiech). Nie było łatwo, bo kiedy oddawałam te dwa ostatnie rzuty, łapały mnie skurcze w łydkach. Nie wiem, jak to się stało, pierwszy raz mnie takie skurcze chwyciły. Ale chyba mi pomogły i warto było z tym bólem rzucać. Ważne też, że głowa ten stres wytrzymała. Duża w tym zasługa mojego psychologa, z którym od lat współpracuję.
- W czwartej serii młot poszybował na odległość około 78 metrów, ale upadł tuż za granicą wyznaczającą pole. Gdyby było przed linią, ten rzut dałby złoto?
- Nie wiem, ale to bardzo możliwe. Byłam strasznie po tej próbie wkurzona na siebie, aż się uderzyłam w głowę ze złości. Mówiłam sobie, że nie, nie ma mowy, te zawody nie mogą się tak skończyć.
- Rzucałaś w rękawicy i butach Kamili Skolimowskiej...
- Przed rzutami patrzyłam w niebo, prosząc Kamilę, żeby była ze mną. I czułam jej obecność, pomogła mi daleko rzucić, za co jej dziękuję. Buty i rękawica przyniosły szczęście i cieszę się, że po 12 latach polska młociarka znów wywalczyła na igrzyskach medal. A Kamila była ze mną na wszystkich zawodach przez te 3 lata po jej śmierci. I oczywiście jej ten medal dedykuję. Po zawodach rozmawiałam przez telefon z jej mamą, panią Teresą. Popłakała się ze wzruszenia.
- To srebro igrzysk olimpijskich jest cenniejsze niż złoto mistrzostw świata?
- Jak najbardziej. Medal olimpijski to największe marzenie sportowca. Mogę powiedzieć, że ten 10 sierpnia to najpiękniejszy dzień w mojej karierze. Ważne, że w kolekcji mam już medale z wszystkich najważniejszych imprez. A Tatianę Łysenko, która wygrała, być może uda mi się pokonać już wkrótce. 19 sierpnia w Warszawie obie wystartujemy w Memoriale Kamili Skolimowskiej, będzie okazja do rewanżu.
- Przed wygranymi mistrzostwami świata w Berlinie zjadłaś pięć jajek. Ile ich było przed tym konkursem?
- Tylko dwa. Do tego fasolka po bretońsku. Tak jak przed eliminacjami. Jakoś nie miałam tutaj apetytu (śmiech).