- Boże, jak ci wszyscy faworyci zaczęli odpadać na wysokości 2,28, to aż się za głowę łapalem! - dzieli się wrażeniami Sylwek. - Nie wiedziałem, co mam robić. Zasłoniłem twarz ręcznikiem, żeby nie pokazywać rywalom, że się cieszę. Bo przecież lubię ich i głupio mi było.
I pomyśleć, że Bednarek miał nie pojechać do Berlina. Nie osiągnął wymaganego minimum (2,31 m).
- Dziękuję Arturowi Partyce, że walczył i przekonywał wszystkich, żebym pojechał - mówi Sylwek. - Gdyby nie on, nie byłoby medalu.
Rację miał również inny nasz mistrz w skoku wzwyż - Jacek Wszoła. - Powiedział mi niedawno, że lada dzień pokonam barierę 2,30. Miał rację! Teraz trzeba myśleć o rekordzie świata, ale do tego daleka droga. Boże, co ja gadam! Jaki rekord świata?! - śmieje się skoczek.
Skok wzwyż zaczął uprawiać w II klasie gimnazjum. Dwa miesiące później zajął... ostatnie miejsce w mistrzostwach Polski młodzików.
- Skoczyłem wtedy 1,73 nożycami - wspomina. Już po roku pobił rekord Polski w swojej kategorii. - No i tak już zostałem przy skakaniu, tym bardziej że moja ulubiona deskorolka mi się znudziła, bo coraz częściej zdzierałem kolana.