Mówią na niego Kobra, bo rywali powala jednym ciosem. Uwielbia nasze dziewczyny, polską kiełbasę i... Mariusza Pudzianowskiego. Nam opowiada historię swego życia.
"Super Express": - Zostałeś mistrzem świata WBC w super średniej. Było ciężko pokonać Jeana Pascala?
Carl Froch: - Kanadyjczyk postawił trudne warunki, ale mocno go zlałem (118-110, 117-111 i 116-112). Nareszcie mam mistrzowski pas, ale to dopiero początek drogi. Dążę do unifikacji tytułów. Mam już 32 lata, więc trzeba podkręcić tempo.
- Dlaczego masz przydomek Kobra?
- Bo powalam jednym ciosem. Czekam na odpowiedni moment i bum: przeciwnik leży na deskach. Moja pięść jest jak jad kobry.
- Jesteś też niesamowicie odporny na ciosy.
- Wszystko dzięki moim polskim genom. Polska krew, która we mnie płynie, sprawia, że jestem bardzo zdeterminowany, nigdy się nie poddaję i nikt nie jest w stanie powalić mnie na deski. Przed samą walką z Pascalem stłukłem sobie żebro. Chcieli mi dać zastrzyk znieczulający, ale go nie chciałem.
- Skąd masz polskie korzenie?
- Moja babcia i dziadek od strony ojca (Aleksandra i Wojciech) przybyli do Wielkiej Brytanii w czasie II wojny światowej. Walczyli w obronie Anglii. Utrzymywałem z nimi jak najczęstszy kontakt. Dziadek umarł w 1999 roku, ale babcię odwiedzam przynajmniej kilka razy w roku. Zawsze jestem u niej na święta Bożego Narodzenia, bo wtedy mogę się porządnie najeść. Ledwo wychodzę z jej domu (śmiech).
- Babcia gotuje polskie potrawy?
- Oczywiście. Zajadam się pierogami, kapustą, kiełbasą krakowską, sernikiem. Na szczęście mogę jeść, ile mi się tylko podoba. To też chyba polskie geny, bo w ogóle nie tyję. Mam idealną wagę do kategorii super średniej. Z moim tatą jest podobnie. Prowadzi bar, pije dużo piwa, a na brzuchu zamiast mięśnia piwnego ma "kaloryfer".
- A znasz polskie słowa?
- Tylko podstawowe. Babcia czasem stara mi się coś wpoić, ale ciężko przychodzi mi zapamiętywanie języka polskiego. Chyba za dużo razy oberwałem po głowie (śmiech).
- A co z polskimi bokserami?
- Znam tylko Andrzeja Gołotę. To taki oszukańczy "palant". Jestem za to wielkim fanem Mariusza Pudzianowskiego.
- Naprawdę?
- Oczywiście, jak mógłbym nie podziwiać najsilniejszego człowieka świata. "The Dominator" to jest gość! I znów kłaniają się polskie geny. Polscy faceci to silne chłopiska, a ja coś z tego mam. Swoją drogą fajnie byłoby kiedyś poznać Mariusza.
- Miałeś okazję odwiedzić Polskę?
- Tak. Pokonałem w Warszawie z Alberta Rybackiego. Miałem wtedy trochę czasu, aby pozwiedzać stolicę Polski. Fajne miasto. W najbliższej przyszłości planuję pojechać w strony moich dziadków do Krakowa. Zamierzam też kupić kilka nieruchomości nad Wisłą. Firma, z która współpracuję, już robi rekonesans. Zrobiłem już kilka dobrych inwestycji w Anglii.
- Jakie masz najbliższe bokserskie plany? Joe Calzaghe?
- Calzaghe się mnie boi. Najbliższa walka to obrona tytułu przeciwko Jermainowi Taylorowi. Negocjacje już trwają. Najpierw jednak muszę wyleczyć kontuzje ręki i żebra.
- Przeskoczysz w rankingach popularności Ricky'ego Hattona?
- To mój dobry kumpel. Ale jeśli zgodnie z planem będę miał wszystkie pasy czempiona wagi super średniej, to wszyscy będą o mnie mówić. . Pprzekonacie się. I kibicujcie mi.