Zacznijmy od tego, że - przynajmniej wg polskiego prawa - określenie 'cham', mieści się w granicach tzw. 'wolności wypowiedzi'. Nie dalej bowiem jak miesiąc temu, polski sąd uniewinnił funkcjonariusza aresztu deportacyjnego, który w podobnym tonie określał Czeczenów. Wyrok uniewinniający uzasadniony został stwierdzeniem, że słowa wykorzystywane przez krewkiego strażnika na forum internetowym padają często w prasie, nie mogą więc zostać uznane za obelżywe. Skoro więc nawet z ust polityków da się usłyszeć, że pewne osobniki w Rzeczpospolitej to 'chamy', to dość oczywistym wydaje się, że kibice otrzymali prawną legitymację, by tak samo określać Litwinów. Jakkolwiek irracjonalnie podobne rozwiązanie brzmi.
>>>Wstydliwe zachowanie kibiców Lecha Poznań. Co sądzi na ten temat Izabella Łukomska-Pyżalska?
Zaistniała sytuacja jest trudna do wytłumaczenia. Kibice Lecha koszmarnym 'apelem' w stronę Litwinów się z pewnością skompromitowali. Zdaje się, że wśród członków 'Wiary Lecha' znaleźć możemy wielu fanów 'Potopu'. Tak nam bowiem blisko do Litwy, jak Karolowi X Gustawowi do Niderlandów, które w 'ofierze' składał mu Zagłoba. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że z podobnym transparentem w Polsce nie pojawią się kiedyś Rosjanie. O ile bowiem nasza 'duma historyczna' zmieściła się w 'Kotle', o tyle Moskale potrzebowaliby chyba całego Stadionu Narodowego. Ciężko w ogóle zrozumieć, jaki cała akcja miała cel. Kibic, jak sama nazwa wskazuje, ma 'kibicować', tymczasem wydaje się, że w czwartek podobny napis ani nie zdopingował do lepszej gry zawodników, ani też nie poprawił atmosfery panującej na trybunach. Co najwyżej pozostawił niesmak, ale chyba nie o to chodziło.
Zrzucanie całej winy na działanie fanów Lecha to jednak spore nadużycie. W Polsce prowadzenie debaty publicznej na futbolowych arenach ma wyjątkowe tradycje, więc zakazywanie podobnych działań równoznaczne byłoby z wprowadzaniem cenzury. Kibice mają pewne poglądy i próba ich uciszenia nie brzmi zbyt racjonalnie. Tym bardziej w sposób, jaki zaproponował wojewoda wielkopolski. Już zdążył zamknąć jedną trybunę Stadionu Miejskiego, a teraz zapowiada, że jak będzie zmuszony, to wyrzuci z trybun resztę fanów. Pozostaje tylko pytanie czy zdaje sobie sprawę, że coś takiego jak 'wina grupowa' w polskim prawie nie istnieje?
>>>Wojewoda zapowiada dalsze działania! Czytaj na gwizdek24!
Przecież to jest jakiś obłęd. Jeżeli powieszę sobie na swoim balkonie w centrum miasta obrazoburczy transparent, to policja nie przyjedzie zamknąć całej klatki schodowej, na której mieszkam, tylko zajmie się moją skromną osobą. Podobnie powinno być w przypadku wydarzeń na stadionie. Skoro za ogromne pieniądze zainstalowano na arenie Euro 2012 monitoring, to racjonalnym wydaje się wykorzystanie go w celu identyfikacji osób odpowiedzialnych za pojawienie się transparentu na trybunach i przykładne ukaranie ich w jedyny sensowny sposób. Wykluczeniem z dalszej zabawy. Wprowadzanie jakichkolwiek przepisów w momencie, gdy nie są one konsekwentnie respektowane nie ma sensu. Już w Polsce Ludowej przerabiano podobny scenariusz, za stosunkowo błahe przewinienia grożąc nawet karą śmierci. Ze skutecznością katastrofalną.
Działania wojewody podchodzą tymczasem pod sabotaż. Stadion Miejski w Poznaniu powstał za publiczne pieniądze i- jak wszystkie areny Euro 2012 - jest nierentowny. Zamykanie obiektu na kolejne sportowe wydarzenia absurdalność poczynionych inwestycji tylko pogłębia. Równie dobrze moglibyśmy przecież zacząć przykładnie karać górników i po ich protestach zamykać państwowe kopalnie. Teoretycznie możliwym jest nawet sytuacja, w której nielegalne demonstracje uliczne kończyłyby się odcinaniem 'zapalnej' części miasta do odwołania. Ot, na tydzień np. Tylko czy to ma jakikolwiek sens?
>>>Czytaj wypowiedź szefa bezpieczeństwa Lecha Poznań na temat czwartkowego skandalu!
Winnym całej afery jest jednak przede wszystkim Lech Poznań i to właśnie poznańska drużyna powinna zostać najdotkliwiej ukarana. Klub bowiem znał treść transparentu, ale jak się okazało, na stadion można wnieść właściwie wszystko i z dużym prawdopodobieństwem nie zostać zatrzymanym. Arena Euro 2012 okazała się obiektem zupełnie pozbawionym ochrony, a odpowiedzialne osoby same postanowiły - świadomie bądź nie - przyznać się do swojej bezradności. W czwartek wniesiono na imprezę masową kawał płótna, za rok może to byc coś o wiele bardziej przykrego. I wtedy będzie dramat.