Paweł Abratkiewicz (40 l.), trener brązowych medalistek z Vancouver, w oryginalny sposób mobilizował panczenistki przed biegiem drużynowym. Za sukces obiecał egzotyczne wczasy. Teraz musi dotrzymać słowa!
"Super Express": - Kiedy lecicie na Madagaskar?
Katarzyna Bachleda-Curuś: - Trener obiecał, więc ostatnio sporo o tym rozmawiamy (śmiech). Ale jeszcze mamy czas na ustalenie szczegółów, bo dla nas sezon się nie skończył. Wyjazd i tak będziemy musiały odłożyć na później.
Przeczytaj koniecznie: Panczenistki wróciły
- Ale chwila odpoczynku chyba będzie?
- Już dziś jadę na zawody Pucharu Świata, a 20 i 21 marca są mistrzostwa świata, więc odpoczynek nie wchodzi w grę. Wakacje będę mieć dopiero w kwietniu. Może na Madagaskarze (śmiech).
- Mówiła pani wcześniej, że łyżwiarstwo uprawiacie społecznie...
- Większość sportowców zimowych nie ma sponsorów, nakłady stypendialne są malutkie, a i tak ciężko je w ogóle zdobyć. Brakuje zaangażowania ludzi, lepszych warunków, lepszego sprzętu.
- Ale medal igrzysk trochę pewnie rekompensuje te trudy?
- Jest nam bardzo ciężko, 270 dni w roku spędzamy poza domem. Ten medal to zapłata za dwadzieścia lat treningów.
Patrz też: Vancouver: Brązowy medal polskich panczenistek
- Będzie też inna zapłata. Myślała już pani, co zrobić z premiami za sukces w Vancouver?
- To ostatnia rzecz, jaką się teraz przejmuję. Tak naprawdę nie wiem nawet, ile tych pieniędzy będzie. A nie chcę dysponować sumami, których jeszcze nie nam.