O tym, z jak wyjątkowym zjawiskiem mamy do czynienia, świadczy fakt, że transferowy rekord Polski, ustanowiony przez Jerzego Dudka w 2001 roku (7,1 mln euro z Feyenoordu do Liverpoolu) tego lata został pobity aż CZTERY razy. Najpierw zrobił to Grzegorz Krychowiak, przechodząc z Sevilli do PSG za 28 mln euro. Kilkanaście dni później Kamil Glik, przeniósł się z Torino do Monaco za 11 mln. Wszystkich przebił następnie Arkadiusz Milik (Ajax - Napoli, 32 mln), a do setki polski futbol dobił dzięki Zielińskiemu (około 15 mln euro, Udinese - Napoli).
Przy tych gigantycznych kwotach transfery Kapustki, Błaszczykowskiego, Linettego i Drągowskiego wyglądają skromnie, choć przez ostatnie lata takie kwoty przy transferach polskich graczy padały bardzo rzadko.
- Na pewno to transferowe szaleństwo jest w sporej mierze efektem Euro - mówi "Super Expressowi" Zbigniew Boniek. - Moim zdaniem 90 proc naszych piłkarzy zyskało na wartości dzięki temu turniejowi.
"15 lat czekałem na ten moment" - napisał Jerzy Dudek, komentując zepchnięcie go z czołówki listy najdroższych polskich piłkarzy. "Coś się zaczyna dziać w naszej piłce. Nasi zaczynają być w cenie. Oby wytrzymali presję zmiany otoczenia, ceny i oczekiwań". Gratulacje i trzymamy kciuki! - cieszy się były gracz Liverpoolu.
Co ważne, morze pieniędzy popłynie nie tylko do zachodnich pracodawców Polaków, którzy teraz sprzedali ich gdzie indziej. Dużą kasę zarobią też polskie kluby, które wychowały tych graczy. Dzięki pieniądzom za Milika (aż 2,7 mln złotych!) Rozwój Katowice przetrwa kilka kolejnych lat. Grubo ponad 2 miliony złotych powinna zainkasować też Tarnovia, skąd w świat ruszył Bartosz Kapustka.
Niewykluczone też, że to wcale nie koniec rekordów i transferów tego lata. Na zmianę klubu wciąż liczy Kamil Grosicki, za którego Rennes "zaśpiewało" 10 mln euro. Niepewna jest też przyszłość Michała Pazdana, wartego według Legii 4 mln euro. Jak widać, kolejne milionowe przelewy mogą być wykonane już niebawem.