Ewa Kopacz: z IV ligi na fotel premiera [ZDJĘCIA]

2014-09-26 12:43

Z wiedzy o futbolu Ewa Kopacz (58 l.) zagięłaby niejednego członka swojego gabinetu. Nie tylko orientuje się, co to jest spalony, ale potrafi nawet wyłapać błędy i zrugać słabego sędziego. Wiedzą coś o tym w Szydłowiance, klubie z podradomskiego Szydłowca, gdzie pani premier od 2001 do 2006 roku dbała o opiekę medyczną sportowców.

- Przez te wszystkie lata Ewunia nigdy nie wzięła od nas nawet grosza, a czuwała nad prawie 200 piłkarzami różnych roczników naszego klubu. Przeprowadzała wszystkie badania, była na każdym meczu w Szydłowcu - opowiada były prezes Szydłowianki Jerzy Jurczak (79 l.).

- Z panią doktor nie było przeproś - mówi bramkarz Paweł Wieczorek (22 l.). - Mierzyła ciśnienie, osłuchiwała, badała kręgosłup, sprawdzała, czy nie mamy wad postawy, ważyła. Udzielała pierwszej pomocy jeszcze na boisku - dodaje.

Kopacz zaangażowała się w sprawy klubu przez ówczesnego męża, nieżyjącego już Marka. - Prokurator z zawodu, zapalony działacz i kibic z powołania. Był u nas wiceprezesem, radcą prawnym i sekretarzem klubu. Pani Ewa tak się wciągnęła, że kiedyś nawet zasponsorowała kibicom wyjazd na mecz do Warki - wtrąca kierownik Szydłowianki Adam Jasik (61 l.).

Miroslav Radović: Może zagram w reprezentacji Polski

Na obiekcie w Szydłowcu czas jakby stanął w miejscu w latach 70. Szeregowy budynek klubowy, dwa rzędy trybunek okalających boisko.

- Stadion to nasza największa bolączka. Ewa zrobiła bardzo wiele, by powstał nowy na 3500 widzów. Zapłaciła za projekt, załatwiła wizytę w Ministerstwie Sportu, gdzie mieliśmy ubiegać się o środki na budowę. Plany storpedował ówczesny burmistrz miasta. Na złość, bo był z innej formacji politycznej - kręci głową Jerzy Jurczak.

W czasach gdy obecna pani premier działała w klubie, piłkarze Szydłowianki grali w IV lidze.

- Pani Kopacz miała swoje miejsce. Przed budynkiem klubowym. Z widokiem na boisko. Piła herbatkę, lubiła przegryźć czekoladką, puszczała dymka i oglądała mecz - opowiada kierownik Jasik.

- A zdarzało się, że jak sędziowie słabo gwizdali, to potrafiła ich ostro zbesztać - śmieje się Jurczak.

Pani premier miała swoich ulubieńców wśród piłkarzy. Najwyżej ceniła walecznego prawego obrońcę Artura Ludewa (40 l.). - Jak w klubie było krucho z pieniędzmi, to potrafiła przynieść piłkarzom swoją trzynastą pensję - zdradza Ludew.

W Szydłowcu wciąż kochają doktor Ewę. Działacze czwartoligowego obecnie klubu wybierają się do Kancelarii Premiera, by wręczyć szefowej rządu klubową koszulkę. - Ucieszy się, bo wiemy, że wciąż śledzi wyniki "swojej" Szydłowianki - zapewniają.

KLIKNIJ: Polub Gwizdek24.pl na Facebooku i bądź na bieżąco!

ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Gwizdek24.pl na e-mail

Najnowsze