"Super Express": - Pamięta pan, co sobie pomyślał, gdy tuż po katastrofie zobaczył rękę Roberta?
Prof. Igor Rossello: - Pomyślałem, że przede wszystkim trzeba utrzymać pacjenta przy życiu. Wcale nie było od razu wiadomo, czy będę w ogóle miał szansę ratować jego rękę. To był poważny wypadek, z dużym upływem krwi, poza tym o mało nie doszło do oderwania kończyny. Trzeba było w niej przywrócić obieg krwi, działanie mięśni i nerwów.
- Dużo miał pan podobnych przypadków?
- Setki. Pracuję w tym fachu od wielu lat, więc mam do czynienia z najrozmaitszymi urazami, zarówno mniej poważnymi, jak i jeszcze groźniejszymi. Głównie były to wypadki przy pracy, których szczególnie kilkanaście lat temu zdarzało się we Włoszech naprawdę sporo. Kubica miał szczęście w nieszczęściu, że do jego katastrofy doszło niedaleko Savony, gdzie prowadzę specjalistyczną klinikę chirurgii ręki. Uszkodzenia jego dłoni wymagały natychmiastowego działania wysokiej klasy fachowców, a takich ośrodków jak nasz jest niewiele nie tylko we Włoszech, lecz także i w całej Europie. Czas odgrywał tu wielką rolę. Chodziło nie tylko o sam zabieg, ale też o wiele specjalistycznych czynności pooperacyjnych. Przydały się lata moich doświadczeń.
- Czego Robert nie może dzisiaj robić prawą ręką w normalnym życiu?
- Na pewno nie zagra na fortepianie (śmiech). Gdyby był pianistą, musiałby po tym urazie zakończyć zawodową karierę, ale w sportowej jeździe samochodem ograniczenia nie będą tak znaczące. Z pewnością jest w stanie używać noża i widelca, może się czesać, myć, bez problemu prowadzić normalny samochód. Jestem też przekonany, że wciąż ma szansę powrotu do F1. Obecny stan dłoni Roberta jest już bardzo satysfakcjonujący, biorąc pod uwagę, że miał niemal urwaną rękę, i to z dwóch stron. Patrząc na to wszystko z perspektywy tych kilkunastu miesięcy, uważam, że nie można było zrobić nic więcej.