- Jestem szczęśliwa, bo dwie wygrane i dwa dobre czasy to już nie przypadek. To dowód, że jestem w stanie wygrywać ze wszystkimi - cieszy się Jesień. - Ale to na mistrzostwach świata, za miesiąc w Berlinie, trzeba będzie pokazać, że jest się najlepszym - podkreśla.
Formę na światowy czempionat Anna szlifuje pod okiem Pawła, który jest jej mężem, trenerem, a często także... kucharzem.
- Oboje uwielbiamy owoce morza i kuchnię indyjską. Niestety, ta ostatnia jest ciężka i nie mogę zbyt często się nią cieszyć - opowiada lekkoatletka. - Ale ostatnio Paweł przyrządził znakomity ryż w sosie curry z krewetkami królewskimi. Doskonale wychodzi mu też spaghetti z owocami morza - chwali męża.
Mimo dobrych wyników Jesień nie jest finansowo rozpieszczana przez organizatorów mityngów.
- Do tego musiałabym mieć medal olimpijski, a w Pekinie byłam piąta... W Złotej Lidze nie otrzymuję wynagrodzenia za sam start. Nagrodę wywalczyć muszę na bieżni - tłumaczy.