Mało brakowało, a do walki by nie doszło. Po ważeniu okazało się, że Irvin przekroczył limit i jest o 7 kilo cięższy od ważącego 87 kilo rywala. Khalidov jednak zdecydował się podjąć wyzwanie. - Decyzja zajęła mi dwie minuty. Chciałem się bić, choć ryzyko było ogromne - przyznał.
Walka skończyła się, jeszcze zanim się na dobre zaczęła. Na początku Khalidov próbował kopnięcia w głowę, upadł na ring. Potężny Amerykanin chciał znokautować leżącego rywala, ale ten popisał się fenomenalną dźwignią na ramię i zakończył pojedynek po 36 sekundach. - Czułem jego wagę i siłę. Te ciosy z góry były bardzo mocne. Irvin dążył to szybkiego nokautu, ale popełnił błąd. Myślałem, że walka potrwa dłużej - opisuje Khalidov.
Khalidov uratował honor Polski, bowiem wcześniej swoje walki przegrali prawie wszyscy nasi reprezentanci. - Wiedziałem, że kolegom nie szło, ale nie czułem z tego powodu presji. Wchodząc do ringu "wyłączam" się i oddaję w ręce Boga. Jak Bóg da i dopisze zdrowie, to kolejną walkę stoczę już na następnym KSW - podsumował Khalidov.
My już wiemy, że tak na pewno się stanie. - Mameda na 100 procent zobaczymy na majowej gali w Gdańsku - potwierdził w rozmowie z "Super Expressem" współwłaściciel federacji KSW, Maciej Kawulski.