Za dwa srebrne medale olimpijskie podopiecznego Fin otrzymał od PKOl czek na 160 000 złotych, czyli ok. 40 000 euro.
- Byłem w szoku, bo w Finlandii nie ma zwyczaju nagradzania trenerów - przyznaje szkoleniowiec w rozmowie z "Super Expressem". - Mógłbym liczyć na spotkanie z panią prezydent lub festyn z kibicami, ale nie na premię pieniężną. Nawet sportowcy dostają mniej niż w Polsce, na przykład za srebro olimpijskie bodajże 20 tysięcy euro (u nas 150 tys. zł, czyli ok. 37 000 euro - red.).
Przeczytaj koniecznie: Trener Hannu Lepistoe: Zostaję z Adamem!
Lepistoe cieszy się z nagrody finansowej, ale też trochę martwi, bo czeka go niebawem rozliczenie z fińskim urzędem podatkowym. - Za dodatkowe dochody stawka wynosi 50 procent - tłumaczy Fin. - Być może jednak zapłacę mniej. Rozmawiałem z prawnikiem, który wspominał o zryczałtowanym 28-procentowym podatku, ale nie jestem jeszcze pewien, czy ten przypadek dotyczy także nagrody z Polski.
Dlatego Lepistoe nie wie do końca, jak zainwestuje otrzymane pieniądze. - To spory nieplanowany dochód, nie mam na razie pojęcia, jak go spożytkować - wyjaśnia Lepistoe. - W tej chwili do głowy przychodzi mi tylko jedno: muszę kupić lodówkę do domku letniego. Reszta pieniędzy pewnie wyląduje na koncie. Będę sobie odkładał na emeryturę.
Na razie o emeryturze nie ma mowy. Lepistoe przedłużył o rok umowę z Polskim Związkiem Narciarskim. Pod koniec maja fiński trener i Małysz wznowią treningi przed sezonem 2010/2011.
- Dopóki Adam ma motywację, mogę mu pomagać - deklaruje twórca ostatnich sukcesów Orła z Wisły. - Nie wiem, jak długo Małysz będzie chciał jeszcze startować. Nie wykluczam, że nawet do kolejnych igrzysk w Soczi w 2014 roku. Uważam to za całkiem możliwe, ale wszelkie decyzje w tej sprawie podejmie on sam, a wtedy jestem gotowy pracować z nim dłużej - zapowiada Lepistoe.