Inną drogą kroczy siatkówka, stąd jej potęga. Nawet w szczypiorniaku jak już ściągają, to gwiazdy, nie miernoty. W polskim futbolu są sytuacje, gdy obcokrajowcy grają w czwartoligowych rezerwach, bo wyżej miejsca nie wystarcza. To już wolę Wieczystą Kraków (piąta liga), której fanatyczny właściciel marzy o dogonieniu Wisły i Cracovii polskim wojskiem.
Kiedyś nie było na podwórku chłopaka, który nie grałby w piłkę, a zimą w hokeja, choćby bez łyżew. Zdębiałem na wieść o możliwości zaliczania zajęć wychowania fizycznego przez e-sport. Na razie na Politechnice Gdańskiej, ale znając małpi pęd rodaków nie wykluczam epidemii tego idiotyzmu. „Szczęśliwcom udało się dostać na zajęcia e-sportu” - czytam. Raczej nieszczęśnikom. Sport to wysiłek, ruch, pot, łzy i uśmiech na koniec. Uboga kiedyś baza sportowa dla studentów dziś jest wspaniała. Tylko chęci brak.
Rektor AWF (sic!) bajdurzył kiedyś, że jego studenci nie muszą uprawiać sportu, mogą zgłębiać historię ruchu olimpijskiego na przykład. „A na Akademii Muzycznej nie powinni grać na instrumencie?” - zapytałem. „Absolutnie nie, przecież teoria dyrygentury lub życiorysy wielkich kompozytorów to też fajne tematy” - odparł profesor. I jak tu nie zgodzić się z profesorem Labudą, że odsetek durniów wśród profesorów jest taki sam jak wśród woźniców? Jeden z uczonych mężów wypalił ostatnio, że im szczepienia należą się w pierwszej kolejności, wszak są elitą. Dla mnie ważniejszy jest zdrowy konduktor, listonosz i glazurnik niż profesor. No i wybitny sportowiec, bo w covidowych czasach przywraca mi optymizm.
Ale zdaniem jajogłowych w piłkę można pograć na komputerze, bez wychodzenia z domu. Przecież z otyłością i krzywym kręgosłupem jakoś da się żyć. Michał Listkiewicz