Skorpionki w Pekinie kompletnie zawiodły. Kamila Skolimowska (26 l.) spaliła w finale rzutu młotem wszystkie trzy próby, Sylwia Gruchała (27 l.) nie wygrała żadnej walki, siatkarka Anna Podolec (23 l.) zakończyła udział w igrzyskach na fazie grupowej, a łuczniczka Justyna Mospinek (25 l.) była bez formy. Honoru zodiakalnych Skorpionów musi więc bronić Włoszczowska.
- Chcę być wyjątkiem w tym gronie. Zrobię wszystko, by Skorpionki nie wróciły z Chin na tarczy - obiecuje w rozmowie z "Super Expressem". Popularna "Pszczółka" jest jednak bardzo zła na organizatorów. Powód? Przełożenie startu o jeden dzień.
- Miałam jechać dziś o godz. 15 (czasu chińskiego - red.), a wystartuję w sobotę o 10 rano. To jakieś jaja! - wścieka się.
Powodem przełożenia wyścigu są ulewne deszcze.
- Rozumiem, że ma być bezpiecznie, ale w ostatnich dniach padało tu już wiele razy. Można było przecież wtedy zobaczyć, jak opady wpływają na trasę - tłumaczy rozżalona.
Od trzech miesięcy Majka specjalnie nastawiała budzik na dziewiątą.
- Każdy szczegół jest ważny. A tu nagle wszystko trzeba przestawiać. Zero profesjonalizmu - ocenia Włoszczowska, dla której to już drugie igrzyska.
- W Atenach było o niebo lepiej. Tutaj nic mi się nie podoba. Wioska średnia, a powietrze to już tragedia. Tylko Mur Chiński jest wart zobaczenia - opowiada.
Humor może nie najlepszy, ale forma piątej kolarki tegorocznych mistrzostw świata jest bardzo dobra.
- Czuję się dużo lepiej niż przed mistrzostwami świata. Trasa jest bardzo trudna, zanosi się na dwie godziny morderczej walki, a nie zamierzam się poddać - kończy "Pszczółka" Maja.