Decyzja wydawała się prosta - pojechałem do florecistek. Gdy Bogacka we wspaniałym stylu wystrzelała nam srebro, ja byłem świadkiem klęski Gruchały. Wysłuchałem jej smutnych zwierzeń, że jest wypalona i nie ma już w sobie tej sportowej złości potrzebnej do walki o najwyższe cele.
Sylwii Gruchale należy się wielki szacunek za dwa olimpijskie medale i inne wspaniałe sukcesy. Zawsze bardzo jej kibicowałem. Ale chyba lepiej, że po medal sięgnęła wesoła, głodna sukcesów dziewczyna, a nie jej rówieśniczka, która - jak sama przyznała po sobotniej porażce - nie jest już głodną zwycięstw dziewczyną, ale dojrzałą kobietą i choć sport to wspaniała przygoda, to ma teraz coś więcej do zrobienia w życiu.